poniedziałek, 31 sierpnia 2015

II miejsce. Mar tyna.

Blog : jortinimylife.blogspot.com

Lato. Piękna pora roku, kiedy przyroda znajduje się w pełni. Wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni z życia przez aurę, która towarzyszy tej porze.  Ludzie spacerujący przez park, znajdujący się w centrum Buenos Aires, są uśmiechnięci i wsłuchani w melodyjny śpiew ptaków. Gdzieniegdzie słychać śmiech dzieci, które przyszły do parku razem z rodzicami.  Na tle szczęśliwych ludzi wyróżnia się jedna, drobna, brązowooka szatynka. Siedzi na ławce, w cieniu drzewa, a po jej policzkach lecą słone łzy. Dla Violetty, bo tak właśnie się nazywa, to codzienność. Los nie usłał jej życia różami. Jej ojciec się nią nie interesuje, troszczy się tylko o swoją narzeczoną, która szczerze nienawidzi Violetty. Szatynka jest, co dzień dręczona przez wybrankę swojego ojca. Dla Violetty życie straciło sens. Nie ma nikogo. Nie ma swojej mamy, którą kochała nad życie, jednak ona zostawiła ją samą na tym świecie. Wszyscy w jej wieku mają już drugą połówkę, ona jedyna nie znalazła miłości.

Postanowiła przestać się użalać, starła łzy ze swoich różowych policzków i ruszyła przed siebie. Szła ze głową spuszczoną w dół. Często wpadała na ludzi, którzy rzucali jej nieprzyjazne spojrzenia. Doszła do krawędzi chodnika i kiedy na sygnalizatorze zauważyła zielone światło, nie zastanawiając się weszła na jezdnię. Właśnie miało stać się coś tragicznego. Castillo nie zwróciła uwagi na samochód, jadący z zastraszającą prędkością. Ona już wiedziała, liczyła że to już koniec. Pogodziła się z tym, że umrze. Strach sparaliżował jej ciało, nie mogła się ruszyć. Poczuła tylko pociągnięcie i upadek.  Słyszała pisk opon i głośne trąbienie kierowców.  Widziała ciemność, bała się otworzyć oczy. Powoli uchylała swoje powieki, oczekując najgorszego. Bardzo zdziwiło ją to, co zobaczyła. Ona żyła! Chłopak, o zielonych oczach i brązowych włosach, pomógł jej wstać z chodnika. To właśnie on uratował Violettcie życie, spychając ją z jezdni. Ona od razu rzuciła mu się na szyję. Była wdzięczna swojemu wybawcy.
-Mogę wiedzieć jak masz na imię?- Spytał się szatyn, kiedy dziewczyna się od niego oderwała.
-V..Violetta-Odpowiedziała posyłając mu niepewny uśmiech.- A ty? Chciałabym znać imię swojego bohatera.
-Leon- Uśmiechnął się do niej serdecznie.
-Jak ja ci się odwdzięczę za uratowanie mi życia?- Odwzajemniła jego gest.
-Hymm.. Jak pójdziesz ze mną na spacer, to może, może będziemy kwita- Obydwoje zaczęli się śmiać.- To, co idziemy?

Chodzili po parku rozmawiając się i śmiejąc z najmniejszych rzeczy. Zachowywali się jak starzy przyjaciele, którzy znają się od piaskownicy. To już nie była ta sama dziewczyna, co sprzed paru godzin. Violetta przez jednego chłopaka, zaczęła czerpać radość z życia, uśmiechać się i nie przejmować się problemami. To aż niemożliwe, jak jedna osoba potrafi odmienić całe nastawienie do świata w ciągu paru chwil.
-Może coś zaśpiewamy?- Spytał się nagle chłopak.
-Ymm.. Ja nie umiem.-Niepewnie odpowiedziała Violetta.
-To ja ci pomogę- Leon nie dawał za wygraną. Zaczął śpiewać piosenkę, a po chwili Violetta się do niego dołączyła. Ich głosy idealnie ze sobą współgrały. Oboje mieli ogromny talent.
-Dziewczyno!- Podniósł głos i chwycił jej ramiona- Ty! Ty mówisz, że nie umiesz śpiewać?- Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.- Śpiewasz lepiej ode mnie!

 Gdy zbliżała się godzina 20, Leon postanowił odprowadzić Violettę do domu. Chwycił ją za rękę i zaczął biec, a dziewczyna za nim.  Nie wiedziała gdzie on się spieszy, jednak nie zwalniała tępa.
Kiedy doszli, przepraszam, dobiegli do domu szatynki, Leon pocałował dziewczynę w policzek, żegnając się z nią tym gestem. Po chwili szatyn oddalił się do uliczki i jakby rozpłynął się w powietrzu, a Violetta nadal trzymała się za policzek, który piekł ją niemiłosiernie.
~~Kilka dni później~~
Violetta siedziała na kanapie, przed telewizorem, w salonie. Świat wydawał się jej dziwnie kolorowy i szczęśliwy. Czuła się tak, jakby założyła magiczne okulary, przez która widziała wszystko na różowo. Nagle po domu rozszedł się głośny dźwięk dzwonka. Szatynka zerwała się z kanapy i podeszła do drzwi, za którymi ujrzała Leona.
-Hej- Przywitał się i pocałował ją w policzek. – Zabieram cię dzisiaj w wyjątkowe miejsce.
-Jakie?
-Niespodzianka. Podpowiem, że spełnią się twoje marzenia. – Uśmiechnął się do niej szarmancko, pozostawiając szatynkę w niepewności.

Po 20 minutach doszli do celu. Był nim ogromny, kolorowy budynek z wielkim napisem: „Studio On Beat”. Violetta nie do końca wiedziała, o co chodzi, a szatyn zauważając jej zmieszanie postanowił ją uświadomić.
-To jest prestiżowa szkoła muzyczna.
-Dobrze, ale nadal nie rozumiem, po co mnie tu przyprowadziłeś- Powiedziała uśmiechając się do niego.
-Od dzisiaj będziesz się w niej uczyć.- Szatynka zaniemówiła. – Musisz jeszcze zdać jakieś egzaminy, ale to tylko formalność. Z twoim talentem przyjmą cię bez przesłuchań!
-Nie.. Ja.. Ja nie dam rady- Wydusiła z siebie szatynka. W głębi serca chciała chodzić do tej szkoły, chciała spełnić swoje marzenia, jednak strasznie się bała.- Ja tam nie pójdę.
-Jak nie pójdziesz, to cię poniosę- Zanim Violetta zrozumiała, o co chodzi szatynowi, już znajdowała się na jego rękach.  Zaczęła się śmiać i krzyczeć żeby ją puścił. Po kilku nieudanych próbach, poddała się. Nie zauważyła, kiedy już siedziała na ławce w środku Studia czekając, aż wywołają jej nazwisko.
-Violetta Castillo- krzyknął przyjaźnie mężczyzna w średnim wieku. W oczach szatynki można było dostrzec strach, ale i radość. Leon przytulił ją, by dodać brązowookiej otuchy, ona oddała jego gest i niepewnym krokiem weszła do sali przesłuchań. Kiedy weszła na scenę i zaczęła śpiewać, nie obchodziło ją nic. Liczyła się tylko ona i muzyka. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, jaki talent w niej drzemie.  Wychodząc z sali nie mogła opanować uśmiechu.  Czuła, że muzyka to jest to, co chce robić. Pamiętała, że to właśnie przez śmierć swojej rodzicielki przestała śpiewać i zaczęła unikać wszystkiego, co jest z tym związane. Wiedziała, że teraz na nowo może kontynuować swoją pasje.  Jakaś niewidzialna siła ciągnęła ją w stronę śpiewu.  Ona sama nie potrafiła tego wszystkiego wyjaśnić, ale uświadomiła sobie, co chce robić w życiu.  Teraz wystarczyło poczekać, aż ogłoszą wyniki osób, które dostały się do Studio.
~~1 godzina później~~
Te 60 minut było dla Violetty męczarnią.  Leon cały czas ją przekonywał, że na pewno dobrze jej poszło i że z jej talentem nie ma, co się martwić. W tym momencie drzwi od pokoju nauczycielskiego się otworzyły a z niego, wyszedł starszy mężczyzna, w siwych włosach, które zdradzały jego wiek. Uśmiechnął się serdecznie do wszystkich oczekujących na ogłoszenie wyników.  Kiedy na ogromnej, korkowej tablicy powiesił kartkę z imionami przyszłych uczniów, tłumy rzuciły się na niego, by tylko móc dojrzeć swoje imię na papierze. Jedni zaczęli skakać ze szczęścia, zaś drudzy odeszli od tablicy ze spuszczoną głową.  Violetta pełna nadziei przepchała się do listy. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Przy jej nazwisku widniał napis: POZYTYWNY. Zaczęła skakać i piszczeć oraz rzuciła się na szyję Leona, a on okręcił ją wokół własnej osi.  Szatyn od początku wiedział, że Violetta zostanie przyjęta.  Widział w niej talent, którego ona nie dostrzegała. 
- To może uczcimy to, że się dostałaś?- Zapytał szatyn, kiedy oderwali się od siebie.
-Ja jestem za!- Odpowiedziała Violetta, nadal nie mogąc powstrzymać emocji.
Chłopak szedł trzymając szatynkę za rękę, a ona była z tego niesamowicie zadowolona. Mimo, że nie chciała się przyznać czuła coś do Leona. Zawsze zatapiała się w jego zielonych tęczówkach i marzyła tylko o tym, by móc dotknąć jego malinowych warg.  Nagle szatyn przystanął a Violetta po chwili zrobiła to samo.  Znajdowali się w pięknym parku, w którym kwitły wiśnie a w powietrzu unosił się przesłodzony zapach kwiatów.  Leon zbliżył się do szatynki, a jej serce przyśpieszyło.
-Violu- Zaczął szatyn z poważnym wyrazem twarzy – Chciałem ci powiedzieć, że jestem tu, dlatego by uświadomić ci, jaki talent się w tobie znajduje- Szatynka nie do końca rozumiała, co chce przez to przekazać- Musisz zajmować się muzyką, to jest twoje przeznaczenie. Pamiętaj jedno: Gdzie kol wiek będę, zawsze ci pomogę. Zawsze będę przy tobie. Świat nie jest taki okrutny jak ci się wydaje…. Kocham cię- Violetta zamarła. Myślała, że się przesłyszała. Jednak po chwili szatyn zaczął się do niej zbliżał, co uświadomiło ją, że te słowa nie były wytworem jej wyobraźni.  Po chwili usta Leona znajdowały się na wargach dziewczyny. Nie wiedzieli ile trwał ich pocałunek, ale dla nich czas się zatrzymał. Całowali się delikatnie pragnąc przelać wszystkie swoje uczucia, jakby mieli się więcej nie zobaczyć.  
~~Następny dzień~~
Violetta wiedziała, że jej życie już nigdy nie będzie takie same. Obiecała to sobie. Mimo wszystko, mimo wszystkich przeciwności będzie czerpała radość z życia. Postanowiła zadzwonić do swojego ukochanego, bo po prostu pragnęła usłyszeć jego głos. Pierwszy sygnał… Drugi… „Taki numer nie znajduje się w bazie”… Pomyślała, że mogła się pomylić wpisując numer do kontaktów.
Violetta wybrała się na spacer, miała nadzieję, że gdzieś może wpaść na Leona. Szła przed siebie, nie zwracała uwagi gdzie idzie. Dziewczyna podziwiała naturę i nie przestawała się uśmiechać bez powodu. Wszystko wydawało jej się wyjątkowe, każdy kamyk, każde źdźbło trawy… Obok chodnika na trawie zauważyła piękną, czerwoną róże, postanowiła, że zerwie ją przy okazji.  Nim się zorientowała znajdowała się przy bramie do cmentarza. Zdziwiło ją to, jednak nie przestawała iść w głąb, jakby jakaś niewidzialna siłą ciągnęła ją w stronę tego miejsca.  Nagle zatrzymała się przy jednym z nagrobku. Nie wiedziała jak się teraz czuje. Smutek, żal, oszołomienie, ale również radość? Zaczęła powoli analizować każde słowo:
                          „ Leon Verdas. Na zawsze w naszych sercach…” 
                                    ur.3.06. 1979 – zm. 21.03.1997
Ona w to wszystko nie mogła uwierzyć… On zmarł w jej urodziny.. Ale ona go widziała.. całowała.. W tej chwili zrozumiała jego słowa:  „Chciałem ci powiedzieć, że jestem tu, dlatego by uświadomić ci, jaki talent się w tobie znajduje..”  Violetta nie umiała być smutna ani zła.. On miał misję, którą wykonał...„Pamiętaj jedno : gdzie kol wiek będę, zawsze ci pomogę. Zawsze będę przy tobie…”  Ona już wszystko zrozumiała….
~~Kilka lat później~~
Leon jest jej aniołem stróżem… Violetta zawsze czuje jego obecność..  Wie, że on cały czas trzyma ją za rękę…  Kocha go tak samo mocno jak on kocha ją… Pewnego dnia się spotkają… wtedy będą szczęśliwi… Razem…
 
Każdy z nas ma takiego anioła stróża, który czuwa nad nami. Chociaż czasem go nie widzimy, on zawsze jest z nami.  Pilnuje żebyśmy nie popełnili żadnego błędnego kroku… Jednak wszystko jest zapisane już nad nami… My musimy po prostu żyć według wyznaczonego scenariusza….

3 komentarze:

  1. Love ♥
    Takie piękne, już nie mogę się doczekać pierwszego miejsca!
    Skoro ten jest taki, to ten pierwszy musi być...no nie wiem♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękny Os ! Gratulacje talentu *,*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam to wcześniej....
    I ryczałam.
    Bardzo...

    OdpowiedzUsuń