poniedziałek, 31 sierpnia 2015

I miejsce. Daria Blanco.

Blog : http://wieczna-milosc-mimo-przeszkod.blogspot.com/


One Shot: Nienawiść, choroba, przyjaźń i w końcu miłość


Nałożyłam na swoje usta kolejną warstwę mojego ulubionego błyszczyka. Spojrzałam po raz ostatni w swoje odbicie w lustrze. Mocny i widoczny makijaż, rozpuszczone średniej długości blond włosy i co najważniejsze mój powalający wszystkich na nogi strój. Czarna krótka spódniczka, bluzka z odkrytym pępkiem i piętnastocentymetrowe szpilki. Nie jestem grzeczną dziewczynką, która ubiera pastelowe kolory i dobrze się uczy. Jestem zupełnie inna. Satysfakcję cierpię z bólu i cierpienia swoich ofiar. Brzmi to trochę jak z jakiegoś horrory, ale taka jest prawda. Nie zabijam ludzi po prostu powoduje, że ich samoocena spada jeszcze niżej a chęć do życia maleje. Można to nazwać znęcaniem się nad innymi, ale ja wolę to nazwać zabawą. Rodzice nie wiedzą jak zachowuje się w szkole. Wciąż uważają, że jestem ich kochaną córeczką, która całe dnie spędza w bibliotece i uczy się do sprawdzianów. Poprawiłam ostatni raz swoją spódniczkę i zadowolona wyszłam ze swojego pokoju. Zeszłam na dół do salony gdzie powinien znajdować się mój chłopak – Diego. Siedział na kanapie z cwaniackim uśmiechem. Przyznam szczerze, że te spodnie idealnie na nim leżą a do tego świetnie widać jego tyłeczek. A ta skórzana kurtka podkreśla jego nie małe bicepsy. Podeszłam do niego i bez zastanowienia wpiłam się w jego usta. To co jest między nami  to na pewnie nie miłość. Oboje o tym wiem, ale mimo to jesteśmy razem. Całuje świetnie, ładnie razem wyglądami i wszyscy w szkole traktują nas z szacunkiem. Czego chcieć więcej?
- Idziemy, śliczna – odezwał się po oderwaniu. Posłałam mu uśmiech, złapałam go za rękę i razem wyszliśmy z mojego domu. Całe szczęście, że kiedy wychodzę z domu moich rodziców już nie ma. Pracują w naszej rodzinnej firmie i częściej nie ma ich w domu niż są a mnie to cieszy szczerze mówiąc. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Francescę oraz jej brata Federico. Uwielbiam ich ponieważ są podobni do nas, znaczy z początku dziewczyna była inna, ale z naszą pomocą zmieniła się na lepsze. Jest nas czwórka. Najpotężniejsza czwórka w szkole. Dwie super laski i dwóch niebezpiecznych przystojniaków. Oczywiście są jeszcze inne osoby w naszym gronie, ale to my rządzimy nimi i wszystkimi innymi. Kiedy tylko dotarliśmy do szkoły na wejściu oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę. Uśmiechnęłam się chytrze i ruszyłam tryumfalnym krokiem w stronę swojej szafki. Czułam na swoim tyłku wzrok każdego chłopaka. Cóż się dziwić zgrabny i seksowny to on jest. Uwielbiam to zainteresowanie u chłopaków. Za mną podążał mój chłopak, który ma szafkę praktycznie obok mnie. Wyciągnęłam ze swojej potrzebne rzeczy i spojrzałam na Diego. Jednak mój wzrok po chwili powędrował za niego a dokładniej na Verdasa, który stał z jakaś dziewczyną i chłopakiem. Chodzi z nami do jednej klasy i jest zupełnie inny niż my. Normalnie nasze przeciwieństwo. Zawsze ubrany w kraciaste koszule i kolorowe koszulki z jakimiś nadrukami. Powiem szczerze, że jest przystojny i ma śliczne oczy. A skąd to wiem, bo zanim zaczęłam go nienawidzić próbowałam poderwać go, ale on mnie odrzucił i w ten sposób stracił się w moich oczach. Mój chłopak też go nie lubi, nie wiem dokładnie dlaczego, ale nie obchodzi mnie to ważne, że mamy tak jakby wspólnego wroga. Niestety jest jeden problem. Nasze mamy się przyjaźnią i rodzice Verdasa często do nas przychodzą na kolację, nie raz z nim a nie raz bez niego, ale ja wtedy się jakoś wykręcam.
- Ej patrz Verdas się uśmiecha trzeba to zmienić – powiedziałam chytrze uśmiechając się do mojego chłopaka. Obejrzał się za siebie i ujrzał osobę, o której mówiłam. Pocałował mnie w policzek i podszedł do Leona. Przyglądałam im się z uwagą widać było, że Diego jest zły i pewnie gdyby nie dzwoniący w tej chwili dzwonek na lekcje Verdas by oberwał. Nie jest on jakimś frajerem, który nie umie się bić po prostu zależy mu na dobrej opinie w szkole i nie lubi przemocy. Diego pchnął bruneta na ścianę i z cwaniackim uśmiechem wrócił do mnie.
- Chodź na lekcje – odezwał się i objął mnie ramieniem po czym ponownie pocałował w policzek. Zaśmiałam się uroczo i razem ruszyliśmy do klasy. Po drodze spojrzałam jeszcze na Leona i spiorunowałam go wzrokiem.

Epilog.

*Violetta*

- Jim, Viola. - szepnął szczęśliwy , ale na jego twarzy było widać grymas spowodowany bólem.
- Poczekaj zawołam lekarza. - uśmiechnęłam się. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Po chwili przyszedł z pielęgniarką. 
- Witamy pana. - zaczął świecić mu jakąś latareczką po oczach. - Jak się pan czuje ?
- Boli mnie brzuch. - oznajmił.
- Podamy pacjentowi kroplówkę na wzmocnienie i proszki przeciwbólowe. - rzekł w kierunku kobiety.
- Pamięta pan wszystko ? - spytał jeszcze.
- Tak. - odpowiedział niepewnie szatyn.
- To dobrze. Jutro wykonamy panu jeszcze kilka badań. - lekarz posłał nam uśmiech i wyszedł.
- Tato słyszałeś co mówiłem jak spałeś ? - zapytał Jim. Leon odwrócił w jego stronę głowę.
- Przepraszam , ale nie. - posłał mu przepraszający uśmiech. Chłopiec  posmutniał.
- To nic mogę ci wszystko powtórzyć. - uśmiechnął się szczęśliwy.
- Jim tatuś jest bardzo zmęczony. Dajmy mu troszkę odpocząć. Dobrze ? - zwróciłam się do młodego.
- No dobrze. - odpowiedział przygnębiony. Do sali weszła pielęgniarka. Zaczęła podpinać Leonowi kroplówkę.

II miejsce. Mar tyna.

Blog : jortinimylife.blogspot.com

Lato. Piękna pora roku, kiedy przyroda znajduje się w pełni. Wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni z życia przez aurę, która towarzyszy tej porze.  Ludzie spacerujący przez park, znajdujący się w centrum Buenos Aires, są uśmiechnięci i wsłuchani w melodyjny śpiew ptaków. Gdzieniegdzie słychać śmiech dzieci, które przyszły do parku razem z rodzicami.  Na tle szczęśliwych ludzi wyróżnia się jedna, drobna, brązowooka szatynka. Siedzi na ławce, w cieniu drzewa, a po jej policzkach lecą słone łzy. Dla Violetty, bo tak właśnie się nazywa, to codzienność. Los nie usłał jej życia różami. Jej ojciec się nią nie interesuje, troszczy się tylko o swoją narzeczoną, która szczerze nienawidzi Violetty. Szatynka jest, co dzień dręczona przez wybrankę swojego ojca. Dla Violetty życie straciło sens. Nie ma nikogo. Nie ma swojej mamy, którą kochała nad życie, jednak ona zostawiła ją samą na tym świecie. Wszyscy w jej wieku mają już drugą połówkę, ona jedyna nie znalazła miłości.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 59. To moja ostatnia szansa.

KOCHAM ICH <3


 Rozdział dedykuje : Karolina Verdas


 Przeczytałaś ?
Zostawiając po sobie maluteńki ślad 
Wywołujesz u mnie uśmiech :)



*Violetta*

Obudził mnie rano pocałunek w policzek. Otworzyłam lekko oczy i ujrzałam uśmiechniętego Leona.
- Dzień dobry. Śniadanie zrobiłem. - oznajmił. Przeszłam do pozycji siedzącej.
- Miło z twojej strony. - oznajmiłam. - Gdzie Jim ? - zapytałam. Chwytając kanapkę z pomidorem.
- Jeszcze śpi. - rzekł. - Dobra ja muszę się zbierać. - wstał z łóżka.
- Gdzie ?
- Do firmy. Mam dużo pracy. - wyjaśnił z uśmiechem. Jak fajnie znów nas zostawia. Jak zwykle.
- Żartujesz prawda ?
- Oczywiście. Idę obudzić Jima, musi już wstawać jak chce zdążyć. - musnął moje usta. - Dzisiaj calutki dzień spędzę z wami. Tylko będę musiał na jakąś godzinkę wyskoczyć.
- Gdzie ?

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 58. Ono nie będzie wiedziało jak jego ojciec wygląda.

Słodziaki *,*
Rozdział dedykowany: Lodo Zodia Comello
Przeczytałaś ?
Zostawiając po sobie maluteńki ślad 
Wywołujesz u mnie uśmiech :)



*Violetta*

Na szczęście nic mi , ani dziecku nie jest. Lekarz powiedział , że to tylko ze stresu. W końcu się strasznie bałam co zadecyduje sędzia. Jak Leon mi powiedział, że Jim zostaje z nami. Mój humor strasznie się poprawił. Kocham go jak własnego syna. Obecnie leżę na łóżku na jednych z sal w szpitalu. Mam zostać do jutra na obserwacji. Właśnie podają mi jakąś kroplówkę na wzmocnienie płodu. Mój narzeczony poszedł z młodym do sklepiku na dole po wodę. O już weszli na salę.
- Kupiliśmy ci jeszcze jakąś drożdżówkę. - oznajmił szatyn.
- Nie potrzebnie. - posłałam mi uśmiech.
- Mogę siąść obok ciebie ciociu ? - zapytał Jim.
- Tak, tylko uważaj , żebyś nie zaczepił o kroplówkę. - powiedziałam.
- Dobrze. - położył się obok mnie i przytulił się do mnie. Leon chwycił moją dłoń i splótł ze swoją. Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił to i musnął moją dłoń.
- A kiedy będę miał rodzeństwo ? - zapytał Jim.
- Już niedługo. Za jakieś 4 i pół miesiąca. - odpowiedziałam. Mały położył swoją rękę na moim brzuchu.
- Ciociu zjadłaś dziecko ? - zaśmiałam się.
- Nie. - musnęłam jego czółko.