poniedziałek, 31 sierpnia 2015

I miejsce. Daria Blanco.

Blog : http://wieczna-milosc-mimo-przeszkod.blogspot.com/


One Shot: Nienawiść, choroba, przyjaźń i w końcu miłość


Nałożyłam na swoje usta kolejną warstwę mojego ulubionego błyszczyka. Spojrzałam po raz ostatni w swoje odbicie w lustrze. Mocny i widoczny makijaż, rozpuszczone średniej długości blond włosy i co najważniejsze mój powalający wszystkich na nogi strój. Czarna krótka spódniczka, bluzka z odkrytym pępkiem i piętnastocentymetrowe szpilki. Nie jestem grzeczną dziewczynką, która ubiera pastelowe kolory i dobrze się uczy. Jestem zupełnie inna. Satysfakcję cierpię z bólu i cierpienia swoich ofiar. Brzmi to trochę jak z jakiegoś horrory, ale taka jest prawda. Nie zabijam ludzi po prostu powoduje, że ich samoocena spada jeszcze niżej a chęć do życia maleje. Można to nazwać znęcaniem się nad innymi, ale ja wolę to nazwać zabawą. Rodzice nie wiedzą jak zachowuje się w szkole. Wciąż uważają, że jestem ich kochaną córeczką, która całe dnie spędza w bibliotece i uczy się do sprawdzianów. Poprawiłam ostatni raz swoją spódniczkę i zadowolona wyszłam ze swojego pokoju. Zeszłam na dół do salony gdzie powinien znajdować się mój chłopak – Diego. Siedział na kanapie z cwaniackim uśmiechem. Przyznam szczerze, że te spodnie idealnie na nim leżą a do tego świetnie widać jego tyłeczek. A ta skórzana kurtka podkreśla jego nie małe bicepsy. Podeszłam do niego i bez zastanowienia wpiłam się w jego usta. To co jest między nami  to na pewnie nie miłość. Oboje o tym wiem, ale mimo to jesteśmy razem. Całuje świetnie, ładnie razem wyglądami i wszyscy w szkole traktują nas z szacunkiem. Czego chcieć więcej?
- Idziemy, śliczna – odezwał się po oderwaniu. Posłałam mu uśmiech, złapałam go za rękę i razem wyszliśmy z mojego domu. Całe szczęście, że kiedy wychodzę z domu moich rodziców już nie ma. Pracują w naszej rodzinnej firmie i częściej nie ma ich w domu niż są a mnie to cieszy szczerze mówiąc. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Francescę oraz jej brata Federico. Uwielbiam ich ponieważ są podobni do nas, znaczy z początku dziewczyna była inna, ale z naszą pomocą zmieniła się na lepsze. Jest nas czwórka. Najpotężniejsza czwórka w szkole. Dwie super laski i dwóch niebezpiecznych przystojniaków. Oczywiście są jeszcze inne osoby w naszym gronie, ale to my rządzimy nimi i wszystkimi innymi. Kiedy tylko dotarliśmy do szkoły na wejściu oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę. Uśmiechnęłam się chytrze i ruszyłam tryumfalnym krokiem w stronę swojej szafki. Czułam na swoim tyłku wzrok każdego chłopaka. Cóż się dziwić zgrabny i seksowny to on jest. Uwielbiam to zainteresowanie u chłopaków. Za mną podążał mój chłopak, który ma szafkę praktycznie obok mnie. Wyciągnęłam ze swojej potrzebne rzeczy i spojrzałam na Diego. Jednak mój wzrok po chwili powędrował za niego a dokładniej na Verdasa, który stał z jakaś dziewczyną i chłopakiem. Chodzi z nami do jednej klasy i jest zupełnie inny niż my. Normalnie nasze przeciwieństwo. Zawsze ubrany w kraciaste koszule i kolorowe koszulki z jakimiś nadrukami. Powiem szczerze, że jest przystojny i ma śliczne oczy. A skąd to wiem, bo zanim zaczęłam go nienawidzić próbowałam poderwać go, ale on mnie odrzucił i w ten sposób stracił się w moich oczach. Mój chłopak też go nie lubi, nie wiem dokładnie dlaczego, ale nie obchodzi mnie to ważne, że mamy tak jakby wspólnego wroga. Niestety jest jeden problem. Nasze mamy się przyjaźnią i rodzice Verdasa często do nas przychodzą na kolację, nie raz z nim a nie raz bez niego, ale ja wtedy się jakoś wykręcam.
- Ej patrz Verdas się uśmiecha trzeba to zmienić – powiedziałam chytrze uśmiechając się do mojego chłopaka. Obejrzał się za siebie i ujrzał osobę, o której mówiłam. Pocałował mnie w policzek i podszedł do Leona. Przyglądałam im się z uwagą widać było, że Diego jest zły i pewnie gdyby nie dzwoniący w tej chwili dzwonek na lekcje Verdas by oberwał. Nie jest on jakimś frajerem, który nie umie się bić po prostu zależy mu na dobrej opinie w szkole i nie lubi przemocy. Diego pchnął bruneta na ścianę i z cwaniackim uśmiechem wrócił do mnie.
- Chodź na lekcje – odezwał się i objął mnie ramieniem po czym ponownie pocałował w policzek. Zaśmiałam się uroczo i razem ruszyliśmy do klasy. Po drodze spojrzałam jeszcze na Leona i spiorunowałam go wzrokiem.

***
Weszłam do domu po spotkaniu ze znajomymi. Jutro już piątek i szykuje się jakaś impreza czy wyjście do klubu. Zdecydowanie zasłużyłam po całym tygodniu nauki, nie żartuję, ale na imprezę zasłużyłam. Zdjęłam swoją kurtkę, którą powiesiłam na wieszaku. Zmierzałam do swojego pokoju, ale moją uwagę przykuła walizka obok kanapy. Usłyszałam śmiech mojej mamy i taty z jadalni więc jak najszybciej udałam się w tamtą stronę aby wyjaśnić sprawę z bagażem.
- Hej Violu – odezwała się roześmiana mam popijając kawę albo herbatę ze swojego ulubionego różowego kubka w białe kropki. Spojrzałam na nich zdziwiona i zerknęłam na walizkę – Wiesz mamy dla ciebie pewną wiadomość…
- Tylko nie mów, że się przeprowadzamy – przerwałam jej z lekką złością w głosie. W odpowiedzi usłyszałam śmiech mojego ojca. Moim rodzice są nawet w porządku, ale nie raz są zbyt poważni.
- Przez tydzień zamieszka z nami pewna osoba – zaśmiała się mama i spojrzała za mnie. Obróciłam się za siebie a moim oczom ukazała się osoba, której nienawidzę. On ma z nami mieszkać przez tydzień! Widziałam na jego twarzy zmieszanie a jednocześnie przerażenie. Przeniosłam  z powrotem wzrok na moich rodziców, którzy się uśmiechali. Zapomniałam wspomnieć, że oni go uwielbiają, bo jest poukładany, kulturalny, dobrze się uczy i ….  ble ble ble. Brunet podszedł bliżej nas ze zmieszaniem.
- Chyba zepsułem państwu zamek w łazience – powiedział niepewnie a moi rodzice się zaśmiali, natomiast ja buzowałam w środku ze złości.
- Już wcześniej był zepsuty – odpowiedziała przez śmiech moja mama. Nienawidzę ich. Mam nadzieję, że Leonek jest gotowy na piekło, bo nie będzie mu się tutaj dobrze mieszkało.
- Violetta nie przywitasz się? – zapytał tato ilustrując mnie wzrokiem. Westchnęłam głośno i przeniosłam swój morderczy wzrok na Verdasa. Uśmiechnął się do mnie delikatnie a ja przewróciłam teatralnie oczami. Niech sobie daruje ten swój uśmieszek na mnie on nie działa.
- Cześć – bąknęłam pod nosem i odwróciłam się po czym udałam do swojego pokoju. Tydzień! Mam mieszkać tydzień z tym lizusem! Trzasnęłam drzwiami tak mocno, że omal nie wyleciały z zawiasów. Rzuciłam zdenerwowana plecakiem pod szafę a sama położyłam się na łóżku.
***
- Rozumiesz i on teraz będzie ze mną mieszkał przez tydzień – mówiłam zdenerwowanym tonem do Fran, która stała obok mnie przy szafkach – A najgorsze jest to, że moim rodzice go uwielbiają – dodałam po czym trzasnęłam szafką. Zdecydowanie dzisiaj nie jestem w humorze. Jeżeli ktoś mi dzisiaj podpadnie to nie ręczę za siebie.
- A czemu z wami mieszka? – zapytała wpatrując się w swoje notatki z lekcji.
- Bo jego rodzice pojechali do jakiejś chorej ciotki czy babci.  Nie wiem, nie słuchałam ich – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę jednej z klas. Po drodze minęłyśmy mojego nowego znienawidzonego współlokatora. Miałam ochotę uderzyć go książką, którą właśnie miałam w ręce, ale niestety patrzył się w naszą stronę dyżurujący nauczyciel. Dlatego posłałam mu tylko piorunujące spojrzenie. Do rozpoczęcia lekcji miałyśmy jeszcze kilka minut więc usiadłyśmy na najbliższej ławce. Po chwili dosiadł się do nas Diego oraz Federico. Moja mina wskazywała jasno, że lepiej się do mnie nie odzywać.
- Mamy dzisiaj trening w nogę więc zabawimy się trochę Verdasem – pocieszył mnie Federico opierając się o ścianę. Posłałam mu delikatny uśmiech i oparłam głowę o ramię mojego chłopaka. Westchnęłam głośno i wtedy jak na złość zadzwonił ten przeklęty dzwonek na lekcje.
***
Usiadłam zadowolona na kanapie. Z tego co mi opowiadał mój chłopak to nieźle wymęczyli dzisiaj Leonka, którego jeszcze nie ma w domu i najlepiej niech w ogóle nie wraca. Zjedliśmy już obiad a za jakieś pół godziny będzie kolacja. Rodzicie jakiś czas temu powiedzieli, że w tą sobotę czyli jutro jadą do znajomych na urodziny czy coś w tym stylu i nie będzie ich cały dzień, dlatego mądra Violetta skorzysta z okazji i zrobi domówkę. Trzeba będzie tylko Leona gdzieś wygonić, albo zamknąć w jego pokoju. Nagle drzwi do domu się otworzyły a w nich stanął wcześniej wspomniany chłopak. Podszedł do mnie trochę kulejąc. Uśmiechnęłam się do siebie widząc jego ból. Brunet ruszył w stronę swojego pokoju, ale wtedy jak na zawołanie z kuchni wyszła moja mama.
- Leon jak dobrze, że już jesteś zaraz będzie kolacja – odezwała się jak zwykle uśmiechnięta mama. Odwzajemnił jej uśmiech, ale jego był  taki trochę wymuszony.
- To ja pójdę wziąć prysznic i się przebiorę – powiedział zachrypniętym głosem. Odchrząknął szybko i uśmiechnął się delikatnie. Moja rodzicielka pokiwała głową, że rozumie i wróciła do kuchni. Brunet zerknął na mnie z nienawiścią w oczach i ruszył w stronę pokoju.
- Kulejesz? – zdziwiła się moja mama, która ponownie pojawiła się w salonie. Odwróciła się do niej i westchnął głośno. Spuścił głowę i zerkną na swoje buty.
- To nic po prostu źle stanąłem – wytłumaczył a raczej skłamał, bo wiem, że to zasługa Diego albo Federico – Przejdzie – dodał z uśmiechem i ponownie ruszył w stronę swojego pokoju.
- Jak się wykąpiesz to przyjdę do ciebie i zobaczę co z tą nogą – postanowiła mama na co on tylko westchnął i już otwierał usta aby coś powiedzieć, ale przerwała mu moja mam grożąc palcem. Uśmiechnęła się do niego i znowu wyszła z salonu do kuchni. Spojrzałam na Leona i posłałam mu ironiczny uśmiech a on bez słowa wyszedł.

***
Sobotnia impreza trwa w najlepsze. Oczywiście zjawiło się pełno ludzi, których w połowie nie znam, ale nie przeszkadza mnie to. Najważniejsza jest dobra zabawa. Muzyka głośno gra, ludzie tańczą a nawet niektórzy robią striptiz. Każdy bez wyjątku jest już pod dużą ilością alkoholu a szczególnie chłopcy w tym Diego, którego nie widziałam od jakiś piętnastu minut. Oby tylko nie pieprzył jakiejś dziewczyny. Wiem, że nasz związek jest jaki jest, ale seks i zdrady odpadają. Podeszłam chwiejnym krokiem do Francesci. Tak chodzenie w wysokich szpilkach po alkoholu jest dość trudna. Szturchnęłam ją w ramię aby obróciła się w moją stronę, ale ona była zbyt zajęta tańczeniem z jakimś typkiem. Zdenerwowałam się lekko i pchnęłam ją. Momentalnie się odwróciła i zmroziła mnie wzrokiem.
- Widziałaś Diego? – zapytałam a raczej krzyknęłam, bo przez głośną muzykę trochę trudno się rozmawiało. Kiwnęła twierdząco głową i przysunęła się do mojego ucha.
- Poszedł na górę do Verdasa – odpowiedziała uśmiechając się i lekko kołysząc w rytm muzyki.
- Sam? – dopytywałam ze zdenerwowaniem. Wiem, że Diego jak się upije to jest strasznie agresywny i nieobliczalny a jeśli chodzi o Leona to tym bardziej.
- Nie, z Fede, Aleksem i jeszcze dwoma chłopakami – powiedziała a ja natychmiastowo pobiegłam do góry a następnie do pokoju Leona. Otworzyłam je gwałtownie a moim oczom ukazał się Diego przygwożdżającego do ściany Verdasa trzymając go za szyję a reszta stała i patrzyła z uśmiechem. Widziałam po twarzy bruneta, że już powoli odpływa. On go dusi!

- Diego dość! – krzyknęłam a mój chłopak odwrócił się zdezorientowany w moją stronę i patrzył wściekłym wzrokiem – Przestań! – ponownie podniosłam głos i podeszłam do niego  po czym szarpnęłam go za ramię. Puścił go a ten bezwładnie opadł na ziemię. Natychmiastowo złapał się za szyję i próbował złapać oddech. 
- Co szkoda ci go? – wysyczał w moją stronę i podszedł bliżej. 
- Nie, ale jak miałabym wytłumaczyć rodzicom, że go udusiłeś! – krzyknęłam zdenerwowana do potęgi entej. On jest z dnia na dzień coraz głupszy. Rozumiem, że go nienawidzi, ale to nie powód aby go zabijać. Zresztą miałby problemy i poszedł by siedzieć, a prawdę mówiąc Verdas nie zasłużył na śmierć, nikt na nią nie zasługuje. Mój chłopak wściekł się jeszcze bardziej po czym wyszedł z pokoju szturchając mnie ramieniem. Jego kumple zrobili to samo a ja zostałam razem z Leonem, który nadal siedział na ziemi i próbował uspokoić oddech. Kucnęłam obok niego i złapałam za rękę po czym wbiłam swoje paznokcie w jego skórę. Syknął z bólu i podniósł na mnie swój wzrok. Widziałam, że jego oczy nadal są zamglone. 
- Nikt ma się o tym nie dowiedzieć – warknęłam przez żeby w jego stronę i jeszcze mocniej zacisnęłam palce. Kiwnął głową i zamknął oczy. Puściłam jego rękę i wyszłam z pokoju. 
***
Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Wczorajsza impreza nie trwała do samego rana tak jak poprzednie ponieważ o dziesiątej rano moi rodzice mieli być już w domu. Na szczęście po tej akcji z Diego otrzeźwiałam trochę i dałam radę jeszcze posprzątać ten bałagan. Zerknęłam na budzik stojący na szafce. Jest po jedenastej więc moi rodzice na pewno już są w domu. Wstałam niechętnie z łóżka po czym założyłam swojego grube, cieplutkie skarpetki i wyszłam z pokoju. Dałam radę wczoraj nawet przebrać się w piżamę. Co za postęp. Kiedy byłam na schodach zauważyłam, że Leon akurat wchodzi do kuchni, w której jak się później okazało była już moja mama. Postanowiłam podsłuchać ich rozmowę. 
- I jak się czujesz? – odezwała się jako pierwsza moja rodzicielka. I jestem pewna, że się uśmiechnęła. 
- Stabilnie i od ostatniego razu nic się nie zmieniło – odpowiedział ze śmiechem Leon. Wychyliłam delikatnie głowę aby móc zobaczyć co robią. 
- A nie boli cię? – dopytywała zainteresowana a jednocześnie zmartwiona mama. Co go ma niby boleć? Przecież ona raczej nie wie o wczorajsze sytuacji. Mam nadzieję, że jej nie powiedział. 
- Nie – odpowiedział krótko i na temat jednak na jego twarzy można było dostrzec uśmiech. Moja mama go odwzajemniła i uderzyła go lekko w klatę piersiową na co brunet syknął z bólu. Oczywiście nie umknęła to uwadze mojej mamy. 
- W porządku? – zapytała powoli przypatrując się jego twarzy. Kiwnął twierdząco głową i wyminął moją mamę. Jednak jak to ona nie odpuściła i złapał go za rękę. Niestety tą, która wczoraj podrapałam. Ponownie syknął z bólu i zacisnął lewą dłoń w pięść. Mama podwinęła mu rękaw od bluzy i obejrzała zadrapania – Co ci się stało? – zapytała zdziwiona i delikatnie przejechał palcami po ranie. Widziałam po jego minie, że nie wie co powiedzieć. 
- A nie wiem – powiedział i na końcu się za jąkał. Przełknęłam ślinę i weszłam szybko do kuchni aby mama przestała wypytywać. Brunet szybko zabrał swoją rękę i zakrył rany bluzą. Wzrok mojej rodzicielki przeniósł się na mnie.
- Jesteś głodna? – zapytała po czym uśmiechnęła się do mnie. Kiwnęłam twierdząco głową i usiadłam przy wyspie kuchennej. Podała mi talerz z naleśnikami z czekoladą. Posłałam jej wdzięczny uśmiech i zaczęłam jeść – A ty Leon jesteś głodny? – zwróciła się do niego. Pokiwał przecząco głową, uśmiechnął się i wyszedł z kuchni. 
***
Zostały jeszcze tylko dwa dni. Czterdzieści osiem godzin. Normalnie nie mogę się doczekać aż w końcu Leon wróci do swojego domu. Przez ten cały czas starałam się jeszcze bardziej uprzykrzyć mu życie. Oczywiście były to małe gesty jak na przykład poplamiona koszulką wiśniowym sokiem albo sól w herbacie zamiast cukru. Zepsułam mu też oczywiście ‘’niechcący’’ telefon, za co niestety dostałam kazanie od taty. Wyszłam ze swojego pokoju po czym udałam się do kuchni. Nie jadłam dzisiaj śniadania i głód się odzywa. Usłyszałam jak ktoś rozmawia w kuchni. Po głosie poznałam, że to Verdas.
- Wracacie już? – zapytał i po tych słowach zrozumiałam, że rozmawia z rodzicami – Tak mamo – westchnął głośno – Spokojnie przyjmuje regularnie leki – zapewnił. Leki? Jakie leki? – Nie przemęczam się – podniósł lekko głos – Mamo jest dobrze, naprawdę nie masz się o co martwić – powiedział spokojnym i opanowanym głosem - Dobra, to jak się czegoś dowiecie to zadzwoń – zakończył i się rozłączył. Odsunęłam się szybko od ściany i wróciłam do swojego pokoju. Zaintrygowała mnie ta jego rozmowa. Przyjmuje jakieś leki. Czy on jest na coś chory? A może ma jakieś zaburzenia psychiczne i  musi się leczyć. Ale przecież nie wygląda na jakiegoś wariata. Nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły a w nich ujrzałam moja mamę. Uśmiechnęłam się do niej dając tym samym do zrozumienia, że może wejść. Usiadła obok mnie na łóżku. 
- Violu, mogę cię o coś zapytać? – zaczęła niepewnie a ja z uśmiechem kiwnęłam twierdząco głową – Dzisiaj zauważyłam u Leona kolejne siniaki. Nie wiesz nic o tym? – zapytała a ja przygryzłam dolną wargę. Doskonale wiem dlaczego on ma te siniaki, ale nie powiem jej tego. Zdenerwowałam się trochę ponieważ rozmawiałam jakiś czas temu z moim chłopakiem aby przestał go bić, bo mama cały czas się o to wypytuje a mi powoli kończą się kłamstwa i zresztą nie lubię okłamywać mamy.
- Nie wiem, może zadarł z jakimiś przestępcami czy coś – wymyśliłam kolejne beznadziejne kłamstwo. Miejmy nadzieję, że w to uwierz chociaż jest mała szansa, bo przecież Leon jest takim porządnym i grzecznym chłopakiem. Widziałam po wyrazie twarzy mojej mamy, że coś jej tu nie pasuje – Zresztą dlaczego ty się tak nim interesujesz przecież nie jest twoim synem – dodałam i spojrzałam na nią przenikliwie. Westchnęła głośno po czym spuściła wzrok na swoje ręce. 
- Bo ty nie wiesz wszystkiego – szepnęła a ja się zdziwiłam. 
- Tylko mi nie mów, że on jest twoim synem, którego oddałaś do adopcji, bo byłaś za młoda na matkę – powiedziałam spanikowana, co wywołało u mojej mamy cichy śmiech. 
- Viola przecież on jest od ciebie straszy o dwa miesiące – mówiła przez śmiech mama. Odetchnęłam z ulgą a jednocześnie chciało mnie się śmiać ze swojej głupoty – Chodzi o to, że rodzice Leona nie pojechali wcale do chorej ciotki – zaczęła niepewnym głosem mama. Spojrzałam na nią zdziwiona – Oni pojechali szukać dawcy – kontynuowała swoją wypowiedź. Chwila czy ja się nie przesłyszałam. Pojechali szukać dawcy? Ale dawcy czego? O co tutaj chodzi? – Leon od urodzenia choruje na serce. Na początku było w porządku i nie było żadnego zagrożenia, ale kiedy skończył szesnaście lat, jego serce zaczęło wolniej pracować, szybciej się męczył i często tracił przytomność – wyjaśniła a mnie zamurowało. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Do głowy by mi nie przyszło, że on choruje. W moim brzuchy poczułam tak jakby wiercenie. Może to z głodu a może poczucia winy, że tak go traktowałam – Dlatego się tak o niego martwię  - zakończyła ze smutkiem. Spuściłam głowę aby mama nie widziała mojej miny. Złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się pocieszająco. 
***
Miałam dzisiaj jakiś beznadziejny i koszmarny sen. Śnił mnie się szpital a następnie trumna. Pewnie przez to co wczoraj powiedziała mi mama. Mam wyrzuty sumienia, ale nie wiem dlaczego przecież to nie przeze mnie jest chory. Jednak mimo to nie czuje już takiej nienawiści do niego jak wcześniej. Co prawda nadal go nie lubię, ale postaram się już go nie dręczyć i lepiej traktować. Pewnie jest mu ciężko przez tą chorobę a moje docinki i chłopaków wcale mu nie pomagają. Ubrałam dzisiaj na siebie granatową sukienkę rozkloszowaną na dole i tego samego koloru koturny. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowo ciepły a nawet upalny. Rozpuściłam włosy i umalowałam się po czym zeszłam na dół do kuchni. Znajdował się w niej już Leon ubrany w koszulę tego samego koloru co moja sukienka. W jednej ręce trzymał szklankę z wodą a w drugiej miał jakieś tabletki, zapewne leki. Uśmiechnęłam się delikatnie i weszłam do środka. Podeszłam do lodówki, z której wyjęłam tylko dzbanek z sokiem a z szafki szklankę. Nalałam sobie napoju do szafki, oparłam się o blat i napiła. 
- Ale dzisiaj gorąco, co nie? – odezwałam się jako pierwsza i spojrzałam w jego stronę. Zdezorientowany rozejrzał się po kuchni po czym wrócił wzrokiem na mnie. Już chciał coś odpowiedzieć, ale do kuchni weszła moja mama. 
- Leon na pewno chcesz iść dzisiaj do szkoły? – zapytała ewidentnie zmartwiona mama. Zdziwiło mnie jej pytanie. 
- Tak, na pewno – odpowiedział spokojnie ciężej oddychając. Widziałam to po jego klatce piersiowej i oczach. Nie trzeba być ślepym żeby zauważyć, że nie wygląda najlepiej i nie mam namyśli jego wyglądu zewnętrznego, bo do tego nie można się przyczepić, ale chodzi mi o stan zdrowotny. Jego oczy są lekko zaczerwienione, podkrążone a twarz wydaje się blada. 
- Ale Leon dzisiaj jest strasznie gorąco i powietrze jest gęstsze – powiedziała mama i nalała sobie soku do czystej szklanki. Podszedł do mojej rodzicielki, złapał za ramiona i się uśmiechnął. 
- Jest w porządku – odpowiedział pewnym głosem, w który prawie uwierzyłam gdyby nie jego oczy. Moja mama westchnęła głośno i pokiwała głową na znak, że rozumie. Brunet ponownie uśmiechnął się do niej i wyszedł z kuchni a po chwili usłyszeliśmy zamykanie drzwi wyjściowych. Uśmiechnęłam się delikatnie do mamy, co oczywiście odwzajemniła.
- Mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytała z nadzieją w głosie. Kiwnęłam twierdząco głową z zawahaniem. Domyślam się o co chce mnie prosić – Mogłabyś mieć dzisiaj oko na Leona – trafiłam w sedno. Ciekawe jak ja mam mieć na niego oko jak nasze stosunki są jasne. Trzymamy się od siebie z daleka. Nigdy nawet nie rozmawialiśmy jak normalni ludzie – Wiesz ten upał nie jest dla niego bezpieczny – dopowiedziała po czym wyciągnęła z lodówki mleko i jajka. Przytuliłam ją lekko i sama tak jak Leon wcześniej wyszłam z domu do szkoły. Zgarnęłam po drodze swoją torebkę i wyszłam z domu. Mój chłopak już nie przychodzi po mnie a to dlatego, że mieszka z nami Verdas. W szybkim tempie dotarłam do szkoły i pierwsze co zobaczyłam to siedzącego na ławce mojego współlokatora ze spuszczoną głową. Widać było, że nie czuł się za dobrze bo oddychał głęboko i do tego wszystkiego trzymał się za serce. Już chciałam do niego podejść, ale uprzedził mnie nauczyciel chemii. W sumie dobrze, że mnie wyręczył bo nawet nie wiedziałbym co mam powiedzieć. Jedyne co mogłaby zrobić to zadzwonić do mamy, ale nauczyciel pewnie to zrobi. Westchnęłam głośno po czym ruszyłam w stronę wejścia do szkoły.
***
Nienawidzę grać w koszykówkę a dzisiaj nasz wuefista wymyślił sobie, że zagramy z równoległą klasą mały turniej. Chłopcy są na dworze na boisku i grają pewnie w piłkę nożną. Przez większość dzisiejszych lekcji, tak jak prosiła mnie mama miałam oko na Leona. Oczywiście Diego widział, że go obserwuję i zdenerwował się, ale jakoś udało mnie się go udobruchać. Nagle do naszej sali wpadł chłopak z naszej klasy, nie pamiętam jego imienia, bo jest dziwne i trudne do wypowiedzenia ponieważ nie jest stąd. Powiedział coś szybko do naszego trenera i razem zdenerwowani pobiegli na zewnątrz. Pewnie znowu, któryś złamał sobie nogę. Po chwili usłyszeliśmy syreny pogotowia i wtedy do środka wszedł roześmiany Diego. Podeszłam do niego zdziwiona a on objął mnie w tali. 
- Co się stało? – zapytałam zainteresowana, na co on się zaśmiał i przewrócił teatralnie oczami. Już chciał mi odpowiedzieć, ale zauważyłam moją mamę, która zdenerwowana czegoś szukała – Mama!? – krzyknęłam zdziwiona po czym odsunęłam od siebie Diego i podeszłam do mamy – Co ty tu robisz? – zapytałam a ona rozglądała się dookoła. 
- Zadzwonił do mnie dyrektor – powiedziała szybko – Leon stracił przytomność – dodała cała się trzęsąc – Mówiłam żeby dzisiaj nie szedł do tej szkoły – krzyknęła zdenerwowana po czym w końcu na mnie spojrzała i poszła szybko na boisko. Znieruchomiałam przez chwilę. Mogłam na początku zadzwonić do mamy jak go wtedy widziałam przed szkołą. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje ramieniem. Odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam Diego śmiejącego się. Jego to bawi! Bawi go to, że Leon stracił przytomność! Co za palant! Rozumiem, że go nie lubi a nawet nienawidzi, ale to nie powód żeby śmiać się z tego. 
- To nie jest śmieszne Diego! – krzyknęłam na niego odwracając się do niego przodem. Spojrzał na mnie zdziwiony a jego uśmiech z każdą sekundą się zmniejszał. 
- Co ty Violka? – zapytał skołowany i przybliżył się do mnie chcą mnie pocałować, ale w porę go odepchnęłam. 
- Dobra możesz go nienawidzić, ale to nie jest śmieszne! On stracił przytomność! – podniosłam głos nie mogąc patrzeć na tą jego roześmiana gębę. Nie sądziłam, że jest aż tak bezuczuciowy. 
- Nie moja wina, że z niego taka ciota – powiedział poważnie chociaż on bardziej warknął w moją stronę. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i spojrzałam na niego zawiedziona. 
- Nie sądziłam, że jesteś takim palantem – syknęłam w jego stronę i nie czekając na jego odpowiedź udałam się do szatni aby przebrać się w swoje normalne ubrania. Słyszałam jak moja przyjaciółka mnie woła, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Weszłam zdenerwowana do pomieszczenia i zaczęłam się przebierać. Ubrałam szybko na siebie sukienkę po czym spakowałam do plecaka strój a także moje koturny a sama zostałam w czarnych trampkach. Wyszłam z szatni i udałam się przed szkołę. Muszę znaleźć szybko mamę. Usiadłam na ławce i obserwowałam wszystko dookoła. Karetka niestety stała przed szkołą ponieważ nie ma jak wjechać na boisko. Oczywiście nie obyło się bez zainteresowanych tłumów. Po kilku minutach ze szkoły wyszło dwóch lekarz z noszami, na których był nieprzytomny Leon. Wstałam z ławki i podeszłam do mamy, która szła za nimi. Po drodze zauważyłam, że Leon podłączony jest do jakieś maszyny, która kontrolowała bicie jego serca a także podawany miał tlen. 
- Jadę do szpitala, jedziesz ze mną czy zawieść cię do domu? – zapytała mama a ja natychmiast przeniosłam swój wzrok z karetki na moją mamę.
- Jadę z tobą – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej delikatnie. Podeszłyśmy do naszego samochodu i już po chwili byłyśmy w drodze do szpitala.
***
Lekarz nam nic konkretnego nie powiedział ponieważ nie jesteśmy jego rodziną, ale z racji tego, że chwilowo jest pod opieką moich rodziców to powiedział tylko tyle, że jest nieprzytomny i przyjmuje leki przez kroplówkę. Z tego co usłyszałam dzisiaj rano na śniadaniu jego rodzice wrócili w nocy. Za chwile powinna przyjść jego mama aby powiedzieć coś o jego stanie. I wtedy jak na zawołanie ktoś zadzwonił dzwonek. Wyszłam szybko ze swojego pokoju po czym usiadłam na schodach tak aby nie było mnie widać. Moja mama otworzyła drzwi a do naszego salonu weszła Pani Verdas, usiadła na kanapie a moja rodzicielka obok niej. Po chwili dosiadł się do nich mój ojciec, który wcześniej był w swoim gabinecie. 
- I co z Leonem? – zapytała moja zniecierpliwiona mama. 
- Jeżeli jak najszybciej nie znajdziemy dawcy to .. – nie dokończyła ponieważ głos jej się załamał. Spuściła głowę i widziałam jak ściera ze swoich policzków łzy. On umrze, ale przecież … nie on nie może umrzeć – Jego serce jest coraz słabsze i w końcu przestanie bić – dodała z płaczem. Czułam, że moje oczy także się zaszkliły a ręce zaczęły się pocić. Wstałam jak najciszej ze schodów i wróciłam do swojego pokoju. Jednak zanim weszłam do pomieszczenia moją uwagę przykuły drzwi do pokoju, w którym zamieszkiwał Leon. Otworzyłam niepewnie drzwi po czym weszłam do środka zamykając je za sobą. Od razu poczułam męskie perfumy a w pokoju panował porządek. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. W oczy mnie się rzucił jakiś zeszyt czy coś. Podeszłam w stronę szafki i wzięłam do reki ten przedmiot. Otworzyłam go a moim oczom ukazał się jakiś rysunek. To jest jego szkicownik. Musze przyznać, że ma talent. Wyciągnęłam z kieszeni spodni swój telefon i zadzwoniłam szybko to Fran prosząc aby do mnie przyszła. Zamknęłam szkicownik Leona po czym trzymając go w ręce wyszłam z pokoju i udałam się do swojego, w którym czekałam na moją przyjaciółkę. Położyłam szkicownik na moim biurku a sama usiadłam na łóżku. Zamknęłam na chwilę oczy i wtedy pojawił mnie się obraz Leona jak zabrała go karetka. Zastanawia mnie tylko jedno. Skoro nie mógł się przemęczać ani nic podobnego, to jakim cudem pozwolili mu grać w piłkę nożną i nie tylko. No chyba, że nie wiedzieli o tym. Nagle do mojego pokoju wparowała Francesca. Podniosłam się do pozycji siedzącej a następnie wstałam z łóżka. 
- Musisz mi pomóc – powiedziałam prosto z mostu – A tak właściwie musimy pomóc Leonowi – dodałam wpatrując się w nią. Jej wyraz twarzy zmienił się w zdziwienie a jednocześnie zaskoczenie. Nie dziwie jej się. Nikt by się nie spodziewał takich słów ode mnie. Oparła się o biurko i patrzyła na mnie jak oszołomiona – Leon choruje na serce i potrzebuje przeszczepu – wyjaśniłam a ona wytrzeszczyła oczy. Jej twarzy wyrażała zaskoczenia, ale także współczucie. Wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersiach. 
- Jak chcesz mu pomóc? – zapytała z zainteresowaniem. Westchnęłam głośno i usiadłam po czym wzruszyłam ramionami ponieważ nie miałam zielonego pojęcia jak mu pomóc. Swojego serca mu nie oddam. Moja przyjaciółka usiadła obok mnie na łóżku i westchnęła. To jest trudniejsze niż myślałam. Przecież nikt o zdrowym umyśle nie zgodzi się na to aby oddać swoje serce komuś innemu, no chyba, że ta osoba też na coś choruje i wkrótce umrze więc ten narząd nie będzie jej potrzebny. Ciekawe tylko jak mielibyśmy znaleźć taką osobę. Nagle mnie oświeciło a ja myślałam, że to mi nigdy się nie przyda. Wstałam jak oparzona z łóżka i podeszłam do swojego laptopa. 
- Mam pomysł – oznajmiłam radośnie mojej przyjaciółce. Podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do mnie aby mi pomóc. 
***
Z tego co mi powiedziała moja mama, dzisiaj rano wprowadzili Leona w stan śpiączki aby jego serce się nie przemęczało. W nocy podobno przestało bić więc to było jedyne wyjście. Jestem pewna, że w końcu z tego wyjdzie z naszą pomocą. Pomysł, na który wpadłyśmy razem z Fran jest niesamowity. Przez całą noc pisałyśmy na portalach społecznościowych o Leonie i jego chorobie, nawet zgłosiło się do pomocy kilkanaście osób, które obiecały przekazać naszą wiadomość dalej. Mój ojciec dzięki swoim znajomością załatwił iż prezenter w wiadomościach wspomni o naszej akcji, jeżeli można to tak nazwać. Siedzę w swoim pokoju i przeglądam laptopa Leona, którego dostałam od jego mamy. Szukam jakiś jego zdjęć żeby wykorzystać je w filmiku, który robi Federico. Kiedy usłyszał o chorobie Leona zaoferował swoją pomoc i to właśnie on wpadł na ten pomysł. Otworzyłam jeden folder, w którym było pełno jakiejś  muzyki. Nagle w dolnym rogu ekranu pojawiła się informacja, że dostał e-mail. Kliknęłam w ten taki jakby dymek i już po chwili byłam przekierowana na jego pocztę. Na szczęście był zalogowany. Dostał wiadomość od jakiejś Ludmiły. Czyżby jego dziewczyna? Przez chwilę się wahałam, ale jednak otworzyłam ją

Cześć. Jestem Ludmiła, kuzynka Leona. Dowiedziałam się od mojej cioci czyli jego mamy, że razem ze swoimi przyjaciółmi pomagacie znaleźć dawcę dla Leona. Napisałam na jego pocztę ponieważ ciocia wspomniała, że masz jego laptopa a także, że potrzebujecie jakiś jego zdjęć. W tym to akurat mogę wam pomóc gdyż mój laptop jak i telefon jest zawalony jego zdjęciami. Jeżeli będę mogła jeszcze jakoś pomóc to pisz a postaram się nawet przyjechać do was. Pozdrawiam i trzymam kciuki. Ludmiła

Otworzyłam folder, który mi przesłała a w środku ujrzałam masę zdjęć bruneta i nawet kilka filmików. Kliknęłam w jeden, który mi zaciekawił i moim oczom ukazał się brunet grający jakąś melodię na gitarze. Nie miałam pojęcia, że on potrafi grać. Zdecydowanie nam pomogła. Odpisałam jej szybko na wiadomość po czym zgrałam wszystkie zdjęcia oraz filmiki na pendrive i jak najszybciej udałam się do domu mojej przyjaciółki i Federico. Na całe szczęście mieszkali kilka domów dalej więc dotarłam tam w szybkim tempie. 
***
- Dzwonił Federico. Kazał nam włączyć radio na kanale muzycznym – zwróciła się do mnie zdziwiona Francesca. Oderwałam na chwilę wzrok od laptopa po czym spojrzałam na nią a następnie wskazałam gestem głowy na radio znajdujące się na komodzie. Podeszła do niego po czym włączyła je, ustawiając na odpowiednią falę. 
- Internet ostatnio  huczy o jednym chłopaku. Nazywa się Leon i aktualnie leży w śpiączce czekając na dawcę. Chłopak choruje na serce i jego stan z dnia na dzień się pogarsza. Dlatego jego przyjaciele zasypali cały Internet w prośbie o pomoc i wsparcie oraz wiarę dla niego. Dołączamy się do tego i życzymy wszystkiego dobrego Leonowi. A teraz puścimy wam piosenkę , którą przyjaciele chłopaka dołączyli do filmiku zamieszczonego na jednej ze stron – zakończył i wtedy z głośników zaczęła lecieć piosenka Ed'a Sheerana All of the stars.  Spojrzałam na Fran zaskoczona a jednocześnie szczęśliwa. Uśmiechnęła się do mnie po czym pisnęła. Wstałam z fotela i przytuliłam ją z całych sił oraz sama pisnęłam. Nie sądziłam, że zainteresuje to nawet radio. Moja przyjaciółka pod głosiła radio i wtedy w całym moim pokoju było słychać śpiew Ed'a. Nagle do pomieszczenia wparował mój ojciec z telefonem w ręku. 
- Udało się. Dzisiaj w wieczornych wiadomościach powiedzą o was i Leonie – powiedział uśmiechnięty a my znowu pisnęłyśmy po czym podeszłyśmy do niego i przytuliłyśmy. 
***
Dzisiejsze lekcje dłużą mnie się niesamowicie. Nie dość, że są nudne to jeszcze wydaje się, że trwają wieczność. Teraz aktualnie mamy historię i nasza nauczycielka opowiada o średniowiecznym wychowaniu czy czymś takim. Kompletnie jej nie słucham i nie jestem jedyna ponieważ połowa klasy bawi się telefonem pod ławką a drudzy albo szepczą między sobą albo piszą coś w zeszytach i to na pewno nie są notatki. Zerknęłam kątem oka na Fran siedzącą obok mnie, która pisała z kimś. Stwierdziłam, że też się odizoluje i wyjęłam swój telefon. Postanowiłam sprawdzić pocztę chociaż wątpię żeby coś tam było ponieważ sprawdzałam jakąś godzinę temu. A jednak się myliłam była jakaś wiadomość. 

Cześć. Jestem Felipe, mam dziewiętnaście lat. Widziałem w telewizji reportaż a także czytałem w Internecie o waszym przyjacielu i chciałbym wam pomóc. Wiem, że Leon potrzebuje przeszczepu serca i ja chciałbym mu oddać swoje. Choruje na białaczkę i moja choroba powoli mnie zabija. Za parę dni może mnie już tutaj nie być więc co za różnica czy umrę jutro czy w następnym tygodniu. Rozmawiałem o tym z moimi rodzicami a także z lekarzem i po dość długich dyskusjach przyznali mi rację. Pożegnałem się już z rodziną i przyjaciółmi więc wystarczy tylko wszystko ustalić z moim lekarzem. Niżej podaje wam numer* moich rodziców. Leżę w szpitalu Rio Gallegos. *546 324 152

Wstałam energicznie z krzesła i krzyknęłam z radości. Wreszcie się udało.  Znalazł się dawca dla Leona. Czułam na sobie spojrzenia każdego ucznia w klasie a także mordercze spojrzenie nauczycielki. Nie przejmowałam się tym bo byłam za bardzo przejęta. 

- Violetta, czy ja ci czasem nie przeszkadzam? – zapytała retorycznie i zmroziła mnie wzrokiem dając mi tym znak, że mam usiąść na miejsce. Wzięłam do ręki swój telefon po czym spakowałam się do plecaka. Podałam Fran jej rzeczy i pociągnęłam ją w stronę wyjścia. Nauczycielka krzyczała za nami, że mamy wrócić czy coś w tym stylu, ale miałam ją gdzieś.
- Gdzie mnie ciągniesz? – zapytała zdezorientowana Włoszka. Zignorowałam jej pytanie i przyśpieszyłam krok. Zmierzałam do szpitala aby jak najszybciej powiedzieć o tym wszystkim mamie Leona i lekarzowi. Nadal do mnie nie dociera, że w końcu się udało i to można powiedzieć w ostatniej chwili ponieważ serce Verdasa jest już na wyczerpaniu, z ledwością już bije. Szybko weszłyśmy a raczej wbiegłyśmy do szpitala a następnie pod salę gdzie leży brunet. 
- Udało się! – krzyknęłam w stronę mojej i Leona rodzicielki. Odwróciły się do mnie przodem i spojrzały zdziwione a jednocześnie złe ponieważ w szpitalu się nie krzyczy, ale kiedy dowiedzą się o co chodzi to same będą krzyczeć. Stanęłam przed nimi i podałam im swój telefon, na którym widniał e-mail. Widziałam jak na twarzy matki Leona z każdym kolejnym słowem pojawiał się uśmiech a następnie łzy szczęścia. Spojrzała na mnie z uśmiechem i łzami w oczach po czym przytuliła mnie oraz Fran. 
- Zadzwonię do nich – powiedziała prze szczęśliwa po czym spisała podany numer i odeszła od nas. Schowałam telefon do kieszeni i podeszłam do drzwi od sali Leon. Patrzyłam na niego przez szybkę w drzwiach. Odkąd tutaj trafił nie weszłam do środka, bo  nie mam odwagi. Co miałabym niby mu powiedzieć a siedzieć tam i nic nie mówić to nie miałoby sensu. 
- Wytrzymaj jeszcze trochę – szepnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie. 
***
Dwa tygodnie temu Leon miał operację a od jakiś czterech dni jest już u siebie w domu. Jeszcze ani razu u niego nie byłam, bo z jednej strony to trochę się boję i nie wiem co miałabym mu powiedzieć a z drugiej on pewnie nie ma ochoty mnie widzieć. Nawet jeżeli z moją pomocą miał ten przeszczep i żyje to rozumiem, że nadal może mnie nienawidzić. Dokończyłam się ubierać po czym zeszłam na dół w celu zrobienia sobie śniadanie. Mam jeszcze sporo czasu zanim pójdę do szkoły więc nie muszę się śpieszyć. Kiedy przechodziłam  przez jadalnię do kuchni moim oczom ukazał się piękny duży bukiet. Stanęłam zaskoczona i spojrzałam na mamę, która gotowała coś. 
- Tato w końcu ujawnił swoją romantyczną stronę i kupił ci kwiaty – zaśmiałam się po czym podeszłam do niej i przywitałam się z nią buziakiem w policzek. Pokiwałam przecząco głową ze śmiechem – To od kogo je dostałaś? – zapytałam zdziwiona, na co ona tylko uśmiechnęła się. 
- Są dla ciebie – odpowiedziała i wytarła swoje ręce w ściereczkę
- Od kogo? – zapytałam oszołomiona. Czyżby Diego w ten sposób chciał mnie przeprosić. Zerwał ze mną kiedy dowiedział się, że pomagam Verdasowi. Chociaż to nie jest w jego stylu. Czasami powie coś romantycznego, ale kwiaty to nie on. 
- Nie wiem, kurier przyniósł – oznajmiła a ja zmarszczyłam brwi. 
- Kurier? O tej porze – zaśmiałam się podchodząc powolnym krokiem w stronę kwiatów. Powąchałam je a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. 
- Też się zdziwiłam – powiedziała i także podeszła po czym stanęła obok mnie. Zajrzała w głąb kwiatków i wyciągnęła z niej biała karteczką oraz jakieś pudełeczko. Podała mi te rzeczy i uśmiechnęła się. Otworzyłam zdziwiona liścik – Wiem, że kwiaty to za mało i to nie to samo, co ty zrobiłaś dla mnie, ale przynajmniej w taki sposób chciałbym ci podziękować za pomoc i to w sumie tobie zawdzięczam to, że w ogóle żyje. Mam nadzieję, że naszyjnik i kwiaty ci się spodobają. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, Leon – przeczytałam w myślach a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Odłożyłam na stół karteczkę i wzięłam do reki błękitne pudełko, które następnie otworzyłam. Moim oczom ukazał się śliczny złoty naszyjnik z sercem. Oszołomiona wyciągnęłam go delikatnie z pudełka i obejrzałam dokładnie. 
- Cichy wielbiciel? – zapytała mama przyglądając się naszyjnikowi tak jak ja. Uśmiechnęłam się i pokiwałam przecząco głową po czym wskazałam głową na liścik dając jej do zrozumienia aby go przeczytała. Wyraźnie zrozumiała o co mi chodzi i po chwili trzymała w ręce karteczkę. Uśmiechnęła się do mnie po czym odłożyła liścik na stół i wróciła do kuchni. Założyłam sobie naszyjnik i także udałam się do pomieszczenia gdzie przebywała moja mama. 

***
Weszłam uśmiechnięta do szkoły i od razu skierowałam się do swojej szafki. Nie zwracałam uwagi na nic. Kompletnie nie interesowały mnie szepty wszystkich dziewczyn ani głupie komentarze Diego. Od kiedy ze mną zerwał traktuje mnie tak jak innych, ale ja nie zwracam na to uwagi. Jestem z siebie dumna, że pomogłam Leonowi i nie żałuje, że tak potoczył się mój związek z Diego. Przy wejściu do szkoły zauważyłam Fran i Federico, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali. Podeszłam szybko do nich i przywitałam się z nimi przytulając ich. 
- Cześć Wam - mój uśmiech nie schodził z twarzy. Widziałam, że wzrok mojej przyjaciółki skierował się na naszyjnik od Leona. 
- Śliczny - stwierdziła i wzięła go do ręki aby obejrzeć. Uśmiechnęłam się do niej i kiwnęłam twierdząco głową przyznając jej rację - Niech zgadnę od Leona - zaśmiała się a mnie totalnie zdziwiły jej słowa. Spojrzałam na nią zdziwiona a ona posłała mi tylko uśmiech i pokazała na swój nadgarstek, na którym widniała przepiękna złota bransoletka z doczepianymi elementami. Przejechałam palcami po niej i poszerzyłam uśmiech - Też od Leona - zachichotała i spojrzała na bransoletkę. 
- A ty Federico też dostałeś biżuterię - mówiłam ze śmiechem patrząc na niego. Uśmiechnął się i pokiwał przecząco głową. 
- Dał mi dwa bilety na finałowy mecz piłki nożnej - powiedział jak ucieszone pięcioletnie dziecko. Zaśmiałam się widząc jego radość w oczach. Nie wierzę, że cieszy się tak na jakiś tam mecz. Widocznie chłopakom nie wiele potrzeba do szczęścia. Już chciałam coś powiedzieć, ale moim oczom ukazała się osoba dzięki, której Federico ma taką radochę. Zdziwiona patrzyłam na niego jak wchodzi do szkoły. Niepewnie udałam się w jego stronę, to samo uczynili moi przyjaciele a on jak nas ujrzał to się delikatnie uśmiechnął. Wrócił już do szkoły. Chociaż nie, bo nie ma plecaka ani nic.
- Ciesze się, że was widzę - odezwał się z zawahaniem w głosie. Wstydzi się nas czy może raczej boi? Spojrzałam na niego pytająco a on spoważniał - Chciałem wam jeszcze raz tym razem osobiście podziękować za to co zrobiliście - zaczął i przełknął głośno ślinę - Wiem, że nigdy nie byliśmy ani nie będziemy przyjaciółmi dlatego to, że mi pomogliście jeszcze więcej dla mnie znaczy. Nigdy wam tego nie zapomnę i niestety nie jestem w stanie się wam za to odwdzięczyć, bo wy uratowaliście mi życie a na świecie nie istniej nic takiego co mogłoby się z tym równać. Jestem świadomy tego, że pewnie trudno wam było z myślą, że pomagacie właśnie mi, ale dzięki temu pokazaliście, że jesteście wspaniałymi ludźmi. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję - zakończył swoją wypowiedź i uśmiechnął się do nas niepewnie. Zastanawiałam się czy powinnam go odwzajemnić, ale po krótkim namyśle zrobiłam to. Moim przyjaciele także się do niego uśmiechnęli.
- Ważne, że już jesteś zdrowy - powiedziała z uśmiechem Francesca i podeszła do niego po czym położyła rękę na jego ramieniu. Brunet posłał jej delikatny uśmiech i westchnął cicho.
- Ta, a dzięki temu, że Ci pomogłem laski kleją się teraz do mnie jeszcze bardziej niż wcześniej - zaśmiał się Federico, podszedł do niego i poklepał go po drugim ramieniu. Nie wiedziałam co miałbym powiedzieć, dlatego stałam tylko i się uśmiechałam. Kiedy chciał już coś powiedzieć zawołał go jego ojciec. 
- Przepraszam was, ale muszę już iść - oznajmił i uśmiechnął się do nas blado po czym odszedł do swojego ojca i wsiadł do samochodu. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem. Odwróciłam wzrok w stronę tego osobnika a moim oczom ukazał Diego. Zrzuciłam jego rękę i odsunęłam się od niego. Zaśmiał się i zmierzył nasza trójkę a następnie skierował swój wzrok na zewnątrz gdzie jeszcze przed chwilą stało auto Verdasa. 
- To teraz się przyjaźnicie z tym lamusem - zakpił z nas i skrzyżował ręce na piersiach. Posłałam mu mordercze spojrzenie i żeby zrobić mu na złość pokiwałam twierdząco głową po czym nie czekając na jego reakcję odeszła. 

***
- I jak było w szkole? - zapytała od razu moja mama kiedy weszłam do kuchni. Uśmiechnęłam się do niej i pokazałam ręką, że znośnie. Chociaż było zupełnie inaczej, bo Diego przez cały czas nam dogryzał a szczególnie mi. Oczywiście nie zwracałam na niego uwagi i ignorowałam jego docinki i jakieś głupie komentarze dotyczące mnie czy nawet Leona. I na prawdę zaczyna mnie wkurzać to że go obraża. Spojrzałam na mamę, która pakowała cynamonowe ciasteczka do plastikowego pojemnika. Czy ona próbuje ukryć przede mną smakołyki, które uwielbiam. Z tego co mi kiedyś opowiadała przepis ma od Pani Verdas, bo to u nich po raz pierwszy je jadła.
- Chowasz je przede mną? - zapytałam ze śmiechem a ona tylko pokiwała przecząco głową.
- Zostawiłam specjalnie dla ciebie cały talerz w jadalni - odpowiedziała i zakryła pudełko czerwoną pokrywką. Uśmiechnęłam się do niej promiennie. 

- Zanosisz tacie do pracy? - dopytywałam zainteresowana jak zawsze zresztą. Ponownie pokiwała przecząco głową i spakowała ciasteczka w pudełku do torby.
- Idę do Clary a z tego co mi opowiadała to Leon je ubóstwia - wyjaśniła i zabrała z blatu swój telefon po czym włożyła go do kieszeni w spodniach.
- Mogę iść z tobą? - zapytałam szybko i spojrzałam na nią pytająco. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i kiwnęła twierdząco głową. Pobiegłam szybko do swojego pokoju aby odłożyć torbę z książkami. Kiedy miałam już wychodzić moją uwagę przykuł szkicownik Leona, którego jeszcze mu nie oddała. Wzięłam go i stwierdziłam, że to będzie dobra okazja aby go odwiedzić. Zeszłam na dół do kuchni i zastałam tam mamę stojącą z kluczykami w ręce. 
- Jedziemy? - zapytała i uśmiechnęła się promiennie. Kiwnęłam twierdząco głową i razem wyszłyśmy z kuchni a następnie z domu. Wsiadłyśmy do samochodu a już po kilku minutach znajdowałyśmy się w drodze do ich domu. Przez ten cały czas nie rozmawiałyśmy ponieważ mama była skupiona na prowadzeniu a ja byłam za bardzo zamyślona. Nie wiem dlaczego, ale do mojej głowy zakradł się moment, w który podrywałam Leona. 
- Przejdę od razu do rzeczy - zachichotałam patrząc na niego z uśmiechem - To kiedy i o której się spotykamy? - zapytałam po czym chwyciłam w swoją dłoń kawałek jego koszuli. Spojrzał na mnie zdziwiony. Zaśmiałam się uroczo i złapałam go za rękę - No kiedy nasza randka - wytłumaczyłam i po raz kolejny posłałam mu uśmiech. Spojrzał na mnie ze śmiechem a po chwili spoważniał. 
- Mówisz poważnie? - zapytał i spojrzał mi w oczy a następnie zmierzył mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Teraz już jestem pewna, że się ze mną umówi.  Mój strój jest nieskazitelny, wygląd zresztą też więc nie ma mowy aby odmówił. Przygryzłam dolną wargę by go jeszcze bardziej zachęcić - Sorry, ale nie - powiedział i puścił moją rękę a mnie zamurował. Odmówił mi! Chyba się przesłyszałam. Przybrałam zdziwiony wyraz twarzy i zmarszczyłam brwi - Nie lecę na twoją ładną buźkę i zgrabny tyłek - dodał po czym chciał odejść, ale zatrzymałam go łapiąc za nadgarstek. Obrócił się w moją stronę i posłał pytające spojrzenie. 
- Czy ty mi odmówiłeś? - zapytałam niesamowicie zdenerwowana. Kim on jest żeby mnie odrzucać? Właśnie nikim więc nie może mnie odrzucić. Pokiwał twierdząco głową i delikatnie się uśmiechnął - Mnie się nie odmawia - warknęłam w jego stronę i przybliżyłam się do niego - Pożałujesz tego - syknęłam przez zęby patrząc mu prosto w oczy, które swoją drogą były bardzo hipnotyzujące. Odgarnęłam swoje włosy do tyłu, zmroziłam go wzrokiem po czym odeszłam niezadowolona kręcąc energicznie tyłkiem aby wiedział co stracił.    
Zaśmiałam się cicho na to wspomnienie a jednocześnie poczułam trochę złości. Chociaż to było dawno i w sumie po części ja też bym się nie umówiła z kimś kto tak by mnie poderwał. Nagle poczułam jak samochód się zatrzymuje co oznacza, że albo stoimy na światłach albo już jesteśmy. Wyjrzałam przez okno i nie dostrzegłam żadnych innych aut więc pewnie już dojechaliśmy.Wysiadłam z samochodu trzymając w ręce szkicownik Leona. Niepewnym krokiem udałam się za swoją mamą, która szła w kierunku ich domu. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachowywać, nigdy nie byłam w ich domu, nie rozmawiałam normalnie sam na sam z Verdasem i nic o nim nie wiem. Po chwili drzwi się otworzyły a do środka wpuściła nas Pani Clara uśmiechnięta od ucha do ucha. 
- Wejdźcie - oznajmiła a ja odetchnęłam z ulgą. Stresuje się tą wizytą bardziej niż przesłuchaniem do sztuki w szkole, a przecież idę tylko w odwiedziny do znajomych mojej mamy i tak jakby kolegi ze szkoły. Muszę przyznać, że wystrój ich domu jest taki przyjemny. Do środka wpadają promienie słońca przez duże okna a błękitne ściany dodają salonowi jeszcze większego uroku - Miło, że do nas przyszłaś Violetto - zwróciła się do mnie Pani Verdas wyrywając mnie tym samym z podziwiania ich domu - Leon jest w swoim pokoju - uśmiechnęła się promiennie - Drugie drzwi po prawej - oznajmiła mi i zerknęła na schodu. Posłałam jej niepewny uśmiech i ruszyłam w odpowiednią stronę. Powolny krokiem stąpałam po schodkach. Drugie drzwi po prawej, drugie drzwi po prawej. Jest. Drzwi były uchylone więc mogłam widzieć co robi. Leżał na swoim łóżku z jakąś książką w ręce. Zapukałam cicho a on tylko westchnął. 
- Mamo jeżeli przyszłaś zapytać jak się czuję to odpowiedź jest taka sama jak pięć minut temu - odpowiedział nie patrząc w moją stronę tylko wciąż ilustrując książkę. Zaśmiałam się cicho i uchyliłam bardziej drzwi. 
- To ja - odezwałam się z uśmiechem. Odwrócił natychmiast głowę w moją stronę i odłożył książkę. Kiedy mnie ujrzał podniósł się do pozycji siedzącej i przybrał zakłopotany wyraz twarzy. 
- Cześć - powiedział niepewnie a ja weszłam do pokoju zostawiając otwarte drzwi.
- Chciałam zapytać jak się czujesz, ale otrzymałam już odpowiedź - zaśmiałam się i podeszłam 
bliżej niego. Zaśmiała się i usiadł opierając się o ramę łóżka. 
- Usiądź - posłał mi swój uśmiechem i wskazał gestem głowy na swoje łóżko. Uczyniłam to niepewnie i zerknęłam na książkę, którą czytał. Mroczny sekret. Czytałam ją w wakacje. Zdecydowanie to jedna z najlepszych książek, które czytałam. Co prawda nie było ich za wiele, ale jak na razie najlepsza. Czułam na sobie wzrok bruneta dlatego spojrzałam na niego - Czytałaś? - zapytał zerkając na książkę. Uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam twierdząco głową. Spuściłam wzrok i wtedy moją uwagę przykuł jego szkicownik, który trzymałam na kolanach i miałam go mu oddać. Wzięłam go do ręki i podałam mu go. Uśmiechnął się widząc przedmiot - To ty go miałaś już myślałem, że go zgubiłem - ucieszył się i zabrał ode mnie szkicownik. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na niego. 
- Tak, zapomniałam ci go oddać - mówiłam niepewnie i z lekkim uśmiechem - Masz talent - dodałam spuszczając wzrok. Dlaczego tak trudno jest mi z nim rozmawiać. 
- To nie talent - zaśmiał się i wstał z łóżka. Podniosłam na niego wzrok i zmarszczyłam brwi - Raczej dwa lata nauki na zajęciach plastycznych - wyjaśnił i podszedł do swojego biurka, na który położył szkicownik. Wstałam ze swojego miejsca i niepewnie podszedłem do bruneta. Spojrzałam na miejsce, w które patrzył a moim oczom ukazał się mój portret. Wzięłam go delikatnie do ręki i obejrzałam dokładnie.
- Narysowałem go wczoraj - oznajmił przyglądając się mi. Spojrzałam na niego uśmiechnięta a on odwzajemnił uśmiech po czym wrócił na swoje łóżko i położył się na nim.
- Mogę go 
wziąć? - zapytałam niepewnie patrząc na niego. Uśmiechnął się promiennie i energicznie kiwnął głową. Odwzajemniłam uśmiech po czym ostatni raz zerknęłam na rysunek a następnie odłożyłam go na biurko. Już chciałam coś powiedzieć, ale usłyszałam jak coś wbiega po schodach. Zdziwiona odwróciłam się w stronę drzwi i wtedy do pokoju bruneta wleciał duży biało kremowy pies. - Nie, Neon! - krzyknął Leon kiedy to stworzenie wskoczyło na niego. Zaśmiałam się na ten widok, bo kogo by nie rozśmieszył widok wielkiego psa przygniatającego swojego właściciel - Złaź ze mnie - próbował go z siebie zepchnąć Leon, ale on ucieszony można powiedzieć próbował przytulić się do bruneta. Zaśmiał się i zaczął czochrać swojego pupilka. Brunet przeniósł na mnie swój wzrok a pies zeskoczył z niego i podbiegł do mnie. Trochę się przestraszyłam, bo jeszcze nigdy nie byłam blisko tak dużego psa, ale widząc jego merdający ogon pogłaskałam go. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech kiedy poczułam jak delikatna jest jego sierść. Zerknęłam na bruneta i uśmiechnąłem się - Właśnie poznałaś Neona - odezwał się i podszedł do nas. Kucnęłam przy psie i zaczęłam się z nim można powiedzieć bawić. 
- Jakiej jest rasy? - zapytałam radośnie. Uwielbiam zwierzęta a psy to normalnie kocham, szkoda tylko, że mój ojciec jest uczulony na sierść. 
- Akita - odpowiedział i wyciągnął z szuflady smycz. Podszedł do nas i zapiął ją do obroży psiaka, na której była zawieszka z wygrawerowanym imieniem psa i adresem - Chcesz iść z nami na spacer? - zapytał czochrając Neona za uchem, na co ten jeszcze bardziej zaczął merdać ogonem. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i energicznie kiwnęłam głową. Wyszliśmy z jego pokoju zamykając za sobą drzwi a kiedy tylko zeszliśmy na dół od razu zaatakowała nas mama bruneta. Verdas podłam mi smycz a sam podszedł do drzwi a raczej do swoich butów stojących obok.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała zdenerwowana patrząc jak Leon zakłada swoje granatowe Convers'y. Spojrzał na nią znudzony i westchnął. 
- Idziemy na spacer - odpowiedział po czym zawiązał swoją sznurówkę. Zaśmiałam się widząc jego minę - I nawet mi nie mów, że nie mogę - dodał zanim jego mama zdążyła coś powiedzieć. Wyprostował się i zapiął zamek od swojej szarej bluzy. Spojrzał na mnie i kiwnął głową na drzwi. Zerknęłam ostatni raz na jego mamę, która już chciała coś powiedzieć.
- Spokojnie, jak coś się będzie działo to wrócimy - próbowałam ją uspokoić. Uśmiechnęła się do mnie a ja podałam smycz Leonowi.
- Przynajmniej ty jesteś odpowiedzialna - stwierdziła i spojrzała morderczym wzrokiem na swojego syna, który uśmiechnął się do niej sztucznie. Widziałam, że już chce coś powiedzieć dlatego zainterweniowałam i lekko pchnęłam go w stronę drzwi wyjściowych.
***
Uśmiechnęłam się do bruneta wchodząc do jego pokoju. Siedział przy swoim biurku i coś tam kreślił w zeszycie. Z tego co mi mówił jutro już wraca do szkoły, dlatego przyniosłam mu kolejne notatki z najważniejszymi informacjami. Ostatnio dużo czasu spędzamy razem i można powiedzieć, że się tak jakby zaprzyjaźniliśmy. Podeszłam do niego uśmiechnięta i rzuciłam mu kilka zeszytów na biurko. Spojrzał na nie i głośnią jękną po czym opadł bezwładnie na oparcie swojego fotela. 
- Tego jest jeszcze więcej? - załkał sztucznie i rzucił długopisem o biurko zrezygnowany. Poklepałam go pocieszająco po ramieniu i zadowolona położyłam się na jego łóżko, które było idealnie pościelone. I wtedy do jego pokoju weszła mama bruneta z tacą jedzenia i dwoma kubkami. Uśmiechnęłam się do niej i zerknęłam na Leona, który westchnął głośno.
- Nie jestem głodny - odparł znudzony i powrócił do swojego zeszytu. Jego matka spiorunowała jego wzrokiem i odstawiła tacę na łóżko po czym opuściła jego pokoju. Spojrzałam na zawartość tacy i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Ciasteczka cynamonowe - ucieszyłam się jak małe dziecko i od razy wzięłam talerzy i zaczęłam je można powiedzieć pożerać. Brunet słysząc moje słowa wyprostował się i powoli obrócił głowę w moją stronę po czym tak jak ja rzucił się na ciasteczka - Podobno nie jesteś głodny - zaśmiałam się kiedy zabrał mi talerzyk. Uśmiechnął się do mnie sztucznie.
- Ale na ciasteczka cynamonowe zawsze mam ochotę - powiedział poważnie i westchnął głośno biorąc do buzi kolejny kawałek. Zaśmiałam się z jego miny po czym wzięłam do ręki kubek z gorącą czekoladą.
- Nie zgadniesz kto o ciebie dzisiaj pytał - zaczęłam pakując do swojej buzi kolejne ciastko. Spojrzał na mnie zainteresowany po czym poruszył zabawnie brwiami.
- Pani od Geografii? - zapytał z uśmiechem - Wiedziałem, że jej się podobam - dodał nie patrząc na mnie tylko na talerz z ciasteczkami. Zaśmiałam się na jego słowa i uderzyłam go w ramię. Spojrzał na mnie z wyrzutem i z morderczym wzrokiem ugryzł kawałek ciastka.
- Chodziło mi o Olivie - powiedziałam ze śmiechem a on zmarszczył brwi - Śliczna blondynka, niebieskie oczy, w naszym wieku..
- Wiem - przerwał mi i posłał uśmiech - Co chciała? - zapytał bez entuzjazmu. Zdziwiłam się na to jak zareagował. Najładniejsza dziewczyna w szkole pyta o niego a on ma to gdzieś.
- Pytała jak się czujesz i kiedy wrócisz do szkoły - odpowiedziałam zgodnie z prawdą obserwując jego reakcję, której nie było. Pokiwał tylko głową i jego wzrok ponownie skupił się na tych ciasteczkach. Szturchnęłam go swoim ramieniem aby na mnie spojrzał, co uczynił po krótkiej chwili - Tylko tyle? Zero reakcji - dodałam widząc jego minę. Zmarszczył brwi i patrzył na mnie jak na idiotkę - Olivia jest najładniejszą dziewczyną w szkole i pytała o ciebie a ty masz to gdzie? - wyjaśniłam mu o co mi chodzi a on tylko wzruszył ramionami. 
- Może i jest śliczna, ale jest sztuczna - odpowiedział zerkając na mnie kątem oka - Interesują ją tylko ciuchy, makijaż i przeceny w sklepach a mnie nie kręcą takie dziewczyny - dodał i napił się gorącej czekolady. Zdziwiłam się na jego słowa. On na prawdę jest inny. Każdy by poleciał na jej zgrabne ciało i śliczną buźkę a on ma to gdzieś. Normalnie jakiś wybryk natury. 
- Siema - przywitał się ucieszony Federico, który zaszczycił nas swoją obecnością. Poruszał zabawnie brwiami i wsadził ręce do przednich kieszeni - Ciastka! - krzyknął i rzucił się na nie a raczej na Leona, bo to on trzymał talerzyk ze smakołykiem. Usunęłam się z łóżka aby nie oberwać niepotrzebnie. Normalnie jak dzieci a nawet gorzej. 
- Leon, Lu przyjechała! - krzyknęła z dołu mama Verdasa a on jak oparzony odepchnął z siebie Federico i wstał z miejsca. 
- Niech przyjdzie! - także krzykną a po chwili słyszeliśmy jak ktoś wchodzi po schodach. Widziałam na twarzy bruneta wielki uśmiech, natomiast Federico leżał zadowolony na łóżku i z uśmiechem obżerał się ciasteczkami. 
- Hej - usłyszałam radosny damski głos. Obróciłam głowę z powrotem w stronę drzwi do pokoju Leona i moim oczom ukazała się śliczna blondynka. Uśmiechnęła się na widok Verdasa i podeszła a raczej rzuciła się na niego. Oczywiście uścisnął ją i okręcił dookoła. Podniosłam brwi i przeniosłam wzrok ponownie na Federico, który jak zahipnotyzowany patrzył na tą blondynę. Czyżby mu się spodobała? - Jak fajnie cię znowu widzieć - pisnęła szczęśliwa i ponownie przytuliła się do Leona. Zaśmiał się i także ją uścisnął. 
- Cześć - odezwałam się aby zwrócić na siebie jej uwagę. Odsunęła się od niego i spojrzała na mnie - Violetta - przedstawiłam się i wystawiłam do niej rękę. Uścisnęła ją i posłała mi szeroki uśmiech. Spojrzałam na chłopaka leżącego na łóżku i wpatrującego się w nią jak w obrazek, także spojrzała w tamtą stronę i delikatnie się uśmiechnęła - To Federico - zaśmiałam się widząc jego wyraz twarzy. 
- Miło was poznać, ale teraz muszę iść się rozpakować - oznajmiła powracając na mnie wzrokiem.
- Zostajesz na dłużej? - zapytał ewidentnie zadowolony Leon podchodząc do niej. Kiwnęła twierdząco głową i uderzyła go lekko w brzuch. 
- Aż przez tydzień - dodała i uśmiechnęła się. Kątem oka cały czas patrzyłam na Federico, który nie zmienił ani swojej miny ani pozycji. Nie wiem nawet czy on mruga i czy w ogóle oddycha - Dobra, to do zobaczenia później - odezwała się blondyna i pocałowała Leona w policzek po czym wyszła z jego pokoju. Brunet odprowadził ją wzrokiem po czym przeniósł wzrok na mnie a następnie na Fede. Zaśmiał się widząc jego minę. 
- Stary, śpię dzisiaj u ciebie - odezwał się w końcu Federico, ale jego wzrok nadal był skupiony na drzwiach, przez które przed chwilą wyszła Ludmiła. Zaśmialiśmy się oboje z niego.
***
Wyszłam ze swojego pokoju tylko dlatego ponieważ ktoś dzwoni do drzwi a moi rodzice nie mają zamiaru otworzyć. Jestem ciekawa czym oni są aż tak zajęci. Mają tylko kilka kroków, ale to ja muszę otworzyć. Mam nadzieję, że to będzie ktoś wart mojego poświęcenia. Złapałam za klamkę i zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi. A z nimi ujrzałam Verdasa szczerzącego się jak zawsze. Oparłam się o framugę i czekałam aż oznajmi mi co go do mnie sprowadza. 
- Ubierałaś się po ciemku? - zapytał mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Spiorunowałam go wzrokiem i próbowałam go nie zabić. Normalnie on wie jak skomplementować dziewczynę. Co z tego, że mam na sobie za dużą a do tego burdą koszulkę, jakieś stare dresy i puchate skarpetki, i że jestem bez makijażu a moje włosy zostały związane w kucyka, który już się trochę rozwalił, co skutkowało jednym wielkim bałaganem na głowie. 
- Po co przyszedłeś? Miałeś być z Ludmiłą i Federico na mieście - oznajmiłam już trochę spokojniejsza. Jego kuzynka ponownie odwiedziła nasze miasto a nie było jej tylko miesiąc. Szybko wróciła i to zapewne zasługa Federico. 
- Miałem, ale świetnie się bawią beze mnie - odpowiedział i bez zaproszenia wszedł do mojego mieszkania. Co prawda miał dzisiaj do mnie przyjść, ale dopiero pod wieczór. W sumie dobrze, że jest nie będę się przynajmniej nudzić - Zaczynam odnosić wrażenie, że oni na siebie lecą - dodał i rozsiadł się na kanapie. Zamknęłam drzwi i udałam się do salonu.
- No co ty - zakpiłam z niego i usiadłam obok na kanapie. Spojrzał na mnie i kiwnął głową. 
- Wiesz, maślane oczka, uśmieszki i ciągły flirt - mówił zniesmaczony - Aż się rzygać chce - dodał i oparł głowę o zagłówek. Zaśmiałam się i pokiwałam głową. 
- Zobaczymy jak ty się zakochasz - zaśmiałam się i wstałam ze swojego miejsca. Westchnął głośno i spojrzał na mnie - Idziemy do mnie, bo zaraz moja mama cię zaatakuje - dodałam i szturchnęłam go nogą w kolano. 
- Ale ja lubię jak twoja mama mnie atakuje - oznajmił z uśmiechem i wreszcie raczył podnieść te swoje cztery litery. Spojrzałam na niego z irytacją i skrzyżowałam ręce na piersiach. 
- Nie wątpię - odpowiedziałam a on poruszał śmiesznie brwiami. Uwielbiam kiedy to robi, wygląda wtedy komicznie - Idź do mojego pokoju a ja pójdę po sok jabłkowy i wracam - dodałam śmiejąc się i już zmierzałam na kuchni, ale zatrzymał mnie brunet. 
- Wolę pomarańczowy - oznajmił idąc w stronę schodów prowadzących na górną cześć mojego domu gdzie znajdował się mój pokój. 
- Ale ty masz wymagania - westchnęłam głośno na co on się zaśmiał. 
- Jak zawsze - odpowiedział i już po chwili zniknął za drzwiami od mojego pokoju. Przewróciłam teatralnie oczami po czym udałam się do kuchni po sok pomarańczowy dla tego królewicza i jakieś ciastka czy coś. 
***
Usiadłam na łóżku obok Leona, który szukał czegoś w laptopie. Zapewne jakiegoś filmu, który mamy oglądać. Jest sobota a ja się strasznie nudzę i rozwiązaniem na nudę jest spędzić ten dzień z tym człowiekiem. Na początku chciałam go wyciągnąć do kina, ale to mogłoby trochę dziwnie wyglądać. Jeszcze by pomyśleli, że jesteśmy na randce a my się po prostu przyjaźnimy. 
- Znalazłeś coś? - zapytałam i zerknęłam na ekran od jego laptopa. Kiwnął przecząco głową a ja się zaśmiałam. 
- Prościej by było gdybyś powiedziała z jakiego gatunku chcesz film - odpowiedział wpatrując się w laptopa i coś tam pisząc. Sama nie mam pojęcie na jaki gatunek filmu mam ochotę. Przyszłam do niego, bo chciałam z nim spędzić czas i pośmiać się z niego - Dramat, fantasy, horror czy może thriller? - zapytał zainteresowany i wreszcie na mnie spojrzał. Westchnęłam głośno i wzruszyłam ramionami - Czy może chcesz jakąś bajkę - zaśmiał się za co dostał ode mnie pięścią w ramię. Spojrzał na mnie gniewnie i pokazał język. Dojrzałe. 
- Włącz jakąś komedię - postanowiłam w końcu. Uśmiechnął się sam do siebie i kątem oka spojrzał na mnie - Ale romantyczną - dodałam z uśmiecham a na jego twarzy pojawił się grymas. Spojrzał na mnie tym swoim proszącym spojrzeniem. Pokręciłam przecząco głową i zabrałam mu laptopa aby znaleźć jakiś fajny film.
***
- Mogę cię o coś zapytać? - zwróciłam się do Leona grzebiącego w szafie. Kiwnął twierdząco głową i posłał mi swój śnieżnobiały uśmiech. Nabrałam nerwowo powietrza po czym je powoli wypuściłam - Pójdziesz ze mną na ten szkolny bal? -zapytałam szybko. Przerwał na chwilę wykonywać swoją czynność i spojrzał na mnie zdziwiony. Uśmiechnęłam się niepewnie i już chciałam coś powiedzieć, ale na szczęście on odezwał się pierwszy. 
- Chcesz iść ze mną? - zapytał zdziwiony a ja z zawahaniem przytaknęłam.
- Z tego co mi mówiłeś jeszcze nie zaprosiłeś żadnej dziewczyny więc pomyślałam, że moglibyśmy iść razem - wytłumaczyłam mu nie patrząc na niego tylko na swoje paznokcie. 
- A nie wolisz iść z jakimś chłopakiem, który cię zaprosił - ciągnął temat. Westchnęłam głośno. Tak zaprosiło mnie paru chłopaków i to nawet fajnych, ale nie chce z nimi iść. 
- Nie, bo to kompletni idioci - powiedziałam zgodnie z prawdą - Jeżeli nie chcesz iść to powiedz a ja..
- Pójdę z tobą - przerwał mi. Podniosłam na niego swój wzrok i kiedy zobaczyłam jego uśmiech od razu wstałam ze swojego miejsca i podbiegłam do niego po czym rzuciłam się na niego. 
- Idziemy jako przyjaciele - powiedziałam patrząc na niego a on zrobił udawaną smutną minkę. 
- A już myślałem, że to randka - załkał i spojrzał na mnie tymi swoimi oczami szczeniaczka. Zaśmiałam się i odsunęłam od niego. 
- Pomarz sobie - odpowiedziałam zadowolona i puściłam do niego oczko. 
- To chyba ty powinnaś marzyć o randce ze mną  - odgryzł się jak zawsze zresztą po czym poprawił swoją fryzurę. Spojrzałam na niego z rozbawieniem po czym rzuciłam w niego jego poduszką. 
***
- To co zatańczysz? - zapytał Leon, który nie wiadomo jak znalazł się obok mnie. Muszę przyznać, że w garniturze wygląda niesamowicie i mam cholerną satysfakcję, że to ze mną tutaj przyszedł. Uśmiechnęłam się do niego szeroko po czym odłożyłam swój napój na stolik i pociągnęłam go za rękę na parkiet. Zarzuciłam swoje ręce na jego szyję a on swoje na moją talię - Nie lubię tańczyć wolnych - oznajmił mi patrząc w moje oczy. Zaśmiałam się na jego słowa i pokiwałam głową. 
- A co ty lubisz? - zapytałam ze śmiechem. Zdecydowanie on jest inny niż chłopcy, których dotychczas poznawałam. 
- Lubie pączki - odpowiedział, co wywołało u mnie jeszcze większy śmiech - Ale tylko z polewą czekoladową i budyniem w środku -  dodał poważnie a ja nie wytrzymywałam ze śmiechu. 
- I jakim cudem ty nie masz dziewczyny - mówiłam patrząc w jego oczy a moje usta cały czas wykrzywione były w uśmiech. 
- Bo jestem nieśmiały - odpowiedział z ciszonym głosem, na co ja znowu wybuchłam śmiechem. Spojrzał na mnie poważnie, ale sam po chwili zaczął się śmiać. 
- A tak naprawdę? - zapytałam ciągnąc dalej ten temat. Wzruszył tylko ramionami i okręcił mnie w tańcu. Zaśmiałam się podczas tego ruchu i zauważyłam od razu, że wszyscy się na nas patrzą. Zawstydziłam się trochę a na moich policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. 
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - zaśmiał się i spojrzał na mnie tym przeszywając wzrokiem. 
- Bo w naszej szkole są sami frajerzy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Odchrząknął i posłał mi mordercze spojrzenie. Uśmiechnęłam się promiennie do niego - Oprócz ciebie - dodałam. Odwzajemnił mój uśmiech i ponownie obrócił mnie w tańcu.
***
- Wiesz ten twój pies to nie jest chyba zbyt mądry - odezwałam się nie odrywając wzroku od Neona, który skakał a raczej próbował skakać na małej trampolinie.
- Może trochę - zaśmiał się i usiadł na leżaku obok mnie. Podał mi jagodowy koktajl z bita śmietaną i spojrzał na swojego psa. 
- A jak tam randka z Lusie? - zapytałam popijając napój, przygotowany przez Leona. Zerknął na mnie kątem oka i uśmiechnął się szeroko - Jesteście razem?! - krzyknęłam radośnie i czekałam na jego odpowiedź.  Spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam się na niego aby go przytulić. Cieszę się, że z nią jest, bo ona jest idealna dla niego. Chociaż teraz kiedy jest z nią będzie mniej czasu spędzał ze mną - Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej? - zapytałam z pretensjami i odsunęłam się od niego piorunujące go wzrokiem.
- Bo nie pytałaś - zaśmiał się i pokazał mi język.  Zmroziłam go wzrokiem i oparłam się o oparcie leżaka. 
- A co z tobą i Tomasem? - wiedziałam, że w końcu o niego zapyta.Westchnęłam głośno i przygryzłam dolną wargę. Co mam mu niby odpowiedzieć. Czułam na sobie jego wzrok. Niby Tomas jest miły, ale jakoś dziwnie się czuje w jego towarzystwie. Tak inaczej niż z Leonem.
- No wiesz Tomas jest miły i inny niż moi byli. Wychowany, kulturalny, gentleman i ..
- I nudziarz  - dokończył za mnie Leon. Pokiwałam przecząco głową i napiłam się koktajlu.
- Może czasami - przyznałem mu racje. Zaśmiał się na moje słowa.  Uśmiechnęłam się pod nosem i przeniosłam wzrok na Neona bawiącego się patykiem. 
***
Do: Leoś ;*
Wpadniesz dzisiaj do mnie? ;)

Od: Leoś ;*
Umówiłem się już na dzisiaj z Lusie :( 

Do: Leoś ;*
Szkoda ; ( Stęskniłam się za tobą głupku :* 

Od: Leoś  ;*
Głupku? Czuje się obrażony! I ja też za tobą tęsknię ;*

Do: Leoś ;*
Czyli dzisiaj sama będę oglądać Dr. House ; (

Od: Leoś ;*
Tak, wiem beze mnie to nie to samo ;) Może wracając od Lusie wpadnę do ciebie na chwilę? ;*

Do: Leoś ;*
Chętnie, ale do rodziców przychodzą znajomi na kolację, chyba, że wejdziesz przez okno i będziemy siedzieć tylko u mnie ;*

Od: Leoś ;*
No dobra, ale jak coś sobie zrobię, to będzie twoja wina ;* A teraz wybacz, ale idę się kąpać, chyba, że chcesz iść ze mną do wanny  ;*

Do: Leoś ;*
Dziękuj, ale nie skorzystam, bo mnie Lusie zabije ;* Nie utop się! ;**

Od: Leoś ;*
Szkoda :( Nie zrobię ci tego. Wiem, że nie wytrzymasz beze mnie  ;*

Do: Leoś ;*
Idiota, ale masz rację ;*

Od: Leoś ;*
Zawsze ją mam Violka ;*

Do: Leoś ;*
Idź się kąpać, bo będziesz śmierdział przy Lusie! ;*

Od: Leoś ;*
Dobra mamo ;* Buziaki  ;**

Do: Leoś  ;*
Mówiłam ci już, że jesteś  debilem?  ;*

Od: Leoś ;*
Z dwa, trzy razy dziennie ;* Każesz iść mnie się kąpać a sama mnie zatrzymujesz ;* I kto tu jest debilem?

Do: Leoś ;*
Wciąż ty Leoś ;* Dobra, nie zatrzymuje cię już idź się stroić ;*

 Od: Leoś ;*
Nie muszę się stroić, bo ja zawsze świetnie wyglądam ;*

Do: Leoś ;*
Nie wątpię ;* Idź już, bo będziesz narzekał, że przeze mnie się nie wyrobiłeś ;*
***
Usiadłam na kanapie obok Tomasa i kontynuowałam oglądanie z nim filmu dokumentalnego o delfinach. Normalnie idealny piątkowy wieczór. Dlaczego on nie może być chociaż trochę wyluzowany. Czemu nie może być jak Leon. Nie chwila. Nie mogę Tomasa porównywać do mojego walniętego Verdasa. Znaczy nie mojego tylko Lusie, z którą właśnie jest na randce w romantycznej restauracji. A ja siedzę na kanapie z Tomasem i oglądam jak rozmnażają się delfiny. Co za romantyzm. Zazdroszczę normalnie Lusie, że ma takiego wspaniałego chłopaka jakim jest Leon. Westchnęłam głośno i oparłam się znudzona o oparcie kanapy. Wolałabym teraz siedzieć u Verdasa w pokoju i przegrywać z nim w jakąś beznadziejną grę, której nie rozumiem  na PlayStation. Ale przynajmniej wtedy się bawię i śmieję. Nagle usłyszałam jak ktoś puka do drzwi. Spojrzałam na Tomasa,  który wpatrzony był w telewizor. On jest jakiś dziwny. Zachowuje się tak jakbym była jego kumplem znaczy nie jesteśmy razem i chyba raczej nie będziemy, ale jestem dziewczyną i powinien chociaż trochę mnie podrywać czy coś. Przewróciłam teatralnie oczami i wstałam z kanapy po czym udałam się do drzwi aby je otworzyć.  Za nimi ujrzałam Leona, który był jednocześnie zły i smutny. 
- Hej, mogę?  - zapytał smętnym głosem. Coś musiało się stać,  bo jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Nie biorąc pod uwagę czasu, w którym chorował. Mam nadzieję,  że to nie wróciło. Kiwnęłam energicznie głową i otworzyłam szerzej drzwi aby wszedł do środka. Od razu udał się do salonu i kiedy ujrzał Tomasa zatrzymał się i spojrzał speszony - Wiesz ja przyjdę później nie chce wam przeszkadzać - stwierdził i już chciał wychodzić, ale zatrzymałam go łapiąc za nadgarstek.
- Nie przeszkadzasz - oznajmiłam z uśmiechem i spojrzałam na Tomasa. 
- To w takim razie ja opuszczę tą posiadłość - odezwał się po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł z mojego rodzinnego domu. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie mógł po prostu powiedzieć, że wychodzi - zaśmiał się delikatnie i usiadł na kanapie. Wzruszyłam ramionami i  pokiwałam głową. 
- Coś się stało? Dlaczego nie jesteś z Lusie? - zapytałam i  także usiadłam na kanapie obok Leona. Westchnął głośno i oparł łokcie na swoich kolanach po czym skierował wzrok na ścianę.
- Zostawiała mnie - powiedział z żalem w głosie. Wytrzeszczyłam oczy a na mojej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Przecież była w nim taka zakochana, co tak nagle się odkochała - Jest teraz z Diego - dodał i przymknął swoje powieki. Od razu się do niego przytuliłam po czym z trudnością wdrapałam się na jego kolana i jeszcze bardziej się w niego wtuliłam.  Ukryłam swoją twarz w zagłębieniu jego szyi i delikatnie musnęłam ją swoimi wargami. Po chwili odsunęłam się od niego i  spojrzałam w jego oczy. Posłałam mu pocieszający uśmiech i pogłaskałam go po jego delikatnym policzku. Wtedy poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś zaczął mnie łaskotać po brzuchu a na moim sercu jakby roztapiało się masło. To takie przyjemne uczucie. Przybliżyłam się do niego i moim jedynym pragnieniem było złożenie na jego ustach namiętny pocałunek. Jednak wiem, że to zniszczyło by naszą przyjaźń. Dlatego wycofałam się i pocałowałam go czule w policzek.
- Zostań dzisiaj u mnie na noc - zaproponowałam z wielkim uśmiechem - Obejrzymy coś,  pogramy, porozmawiamy i poprawimy ci humor - dodałam głaszcze go po policzku. Posłał mi delikatny uśmiech i kiwnął twierdząco głową. Objął mnie w tali i ponownie do siebie przytulił.
- Teraz wiem, że ty jesteś dla mnie najważniejsza - szepnął mi do ucha jeszcze bardziej się do mnie przytulając. Moje serce zabiło jeszcze mocniej a na twarzy pojawił się uśmiech - Jesteś wspaniała - dodał i pocałował  mnie w szyję. 
***
Weszłam do swojego pokoju gdzie siedziała już Francesca. Dawno z nią nie rozmawiałam tak poważnie a chyba muszę. Chyba? Kurde ja na pewno muszę z nią porozmawiać a szczególnie o takiej jednej sprawie a mianowicie moich uczuciach. 
- To co przyniosłaś do jedzenia? - zapytała radośnie i poruszała zabawnie brwiami. Od razu przypomniał mnie się Leon, który jest aktualnie z Federico na meczu.
- Mam paczkę chipsów, dużą butelkę Sprite, nasze ulubione ciasteczka, Podoba mnie się Leon i żelki o smaku truskawek i pianek - mówiłam szybko po czy odstawiłam na moje łóżko reklamówkę. Moja przyjaciółka zmarszczyłam brwi. 
- Czekaj powtórz to ostatnie - odezwała się zaskoczona.  Uśmiechnęłam się do niej.
- Żelki o smaku truskawek i pianek - powiedziałam uśmiechając się. 
- Nie, chodzi mi o to, że podoba ci się Leon  - pisnęła szczęśliwa i uśmiechnęła się.
- Ta, podoba mnie się Leon - wyznałam to w końcu komuś. Widziałam na twarzy mojej przyjaciółki uśmiech. Wstała z łóżka i przytuliła mnie do siebie. 
- To świetnie - pisnęła i zaczęła mnie dusić. Zaśmiałam się z jej słów i odsunęłam się od niej.
- Szkoda, że się tylko przyjaźnimy - zaśmiałam się smutno i usiadłam na swoim łóżku. Westchnęła głośno i zajęła miejsce obok mnie - I jest jeszcze gorzej. Ja się w nim chyba zakochuje - dodałam ze spuszczoną głową. I znowu moja przyjaciółka mnie przytuliła a raczej zmiażdżyła. Z czego ona się tak cieszy, przecież ja z nim nigdy nie będę. Już chciałam coś powiedzieć, ale do mojego pokoju niespodziewanie weszli chłopcy.
- Cześć Laski - przywitał się jako pierwszy Federico i jakby był u siebie rzucił się na moje łóżko. Obie z Fran spojrzałyśmy na niego a następnie na Leona, który pokiwał tylko głową i usiadł sobie na fotelu - Ploteczki? - zapytał i rozłożył się na łóżku.
- Mieliście być na meczu - odezwała się zdziwiona Francesca patrząc na Leona, który siedział naprzeciwko nas. Ten jego uśmiech z dołeczkami. Przygryzłam dolną wargę i westchnęłam cicho.
- Tak, ale przegrywali i sobie poszliśmy - odpowiedział a na sam dźwięk jego głosu moje serce zabiło szybciej. Musze opanować w sobie to uczucie do niego, bo nie chce stracić naszej przyjaźni.
- Wiecie na co mam ochotę? - zapytał niespodziewanie Federico. Spojrzeliśmy wszyscy na niego a on uśmiechnął się głupi - Na jakiegoś Fast Food'a - odpowiedział i wstał z mojego łóżka. Uczyniłam to samo co on i podeszłam do biurka, na którym był mój telefon. Wzięłam go po czym włożyłam do kieszeni.
- To idziemy - stwierdziłam i nie czekając na nich wyszłam ze swojego pokoju. 
***
Zapukałam do drzwi od domu Leona. Poprawiłam jeszcze szybko swoją spódniczkę i włosy po czym kontynuowałam czekanie aż ktoś mi otworzy. Gdzieś tam głęboko miałam nadzieję, że może to będzie Leon, ale jednak to była jego mama.
- Cześć Viola, wchodź - jak zwykle przywitała mnie pełna entuzjazmu i otworzyła szeroko drzwi - Wciąż nie wiem, dlaczego pukasz a nie wchodzisz normalnie - zaśmiała się zamykając za mną drzwi. Zaśmiałam się pod nosem i wzruszyłam ramionami - Nie musiałabym wtedy fatygować się żeby otworzyć drzwi - dodała ze śmiechem i zniknęła za ścianą kuchni. Uwielbiam tą kobietę a jeszcze bardziej kiedy kłóci się z Leonem wtedy to dopiero jest komedia i praktycznie zawsze o to samo. Czyli o to czego nie może a co mu wolno. I zawsze wszystko kończy się jednym tekstem ze strony jego mamy. Udałam się do pokoju mojego przyjaciela. Już chciałam się z nim przywitać, ale zastygłam kiedy zobaczyłam go bez koszulki. Nie sadziłam, że jest tak umięśniony. Jednak moją uwagę przykuła także blizna po operacji. Dla niektórych to się wyda dziwne, ale jak dla mnie to ta jego blizna dodaje mu seksapilu.
- Cześć - przywitał się radośnie po czym podszedł do mnie i pocałował w policzek. Brał prysznic, bo na kilometr czuć od niego zapach jego żelu pod prysznic.
- Pytanie - oznajmiłam a on kiwnął głową abym mówiła dalej - Jakim cudem jesteś umięśniony skoro twoja mama nie pozwala ci nawet iść biegać a co dopiero na siłownie czy coś - zapytałam a on się zaśmiał i usiadł na swoim łóżko po czym zaczął zakładać skarpetki. 
- Bo to jest tak - zaczął i spojrzał na mnie - Mówię mamie, że idę do ciebie a tak naprawdę idę na siłownie tam siedzę godzinkę, dwie a później po kryjomu wracam do domu, biorę szybki prysznic i tak żeby mnie nie zauważyła wychodzę i idę do ciebie - wyjaśnił i podszedł do swojej szafy zapewne w celu wybrania jakiejś koszulki.
- Czyli chodzisz po kryjomu na siłownię - stwierdziłam ze śmiechem.
- Słucham?! - usłyszałam zdenerwowany krzyk jego matki. Widziałam w oczach Leona lekkie przerażenie. Nałożył szybko na siebie koszulkę i nerwowo przeczesał włosy.
- To nie... Czekaj chwilę, czy ty podsłuchiwałaś? - zapytał pewniejszy siebie i skrzyżował ręce na piersiach. Tym razem jego matka przybrała zakłopotany wyraz twarzy i odchrząknęła.
- Nie podsłuchiwałam - oznajmiła twardo a Leon się zaśmiał.
- A czyli akurat przypadkiem przechodziłaś obok mojego pokoju, znowu - stwierdził z sarkazmami w głosie. Już raz jego mama wpadła kiedy nas podsłuchiwała - Wiesz tato nie był by z tego zadowolony - dodał i pokręcił głowa, jak zawsze robią rodzice kiedy się zawiodą na swoich dzieciach. 
- Nie zmieniaj tematu Leon! - krzyknęła na niego - Czy ty jesteś mądry! W twoim stanie chodzisz na siłownie! - dodała także krzycząc.  Widać kolejna kłótnia z serii i znowu wygrała pani Verdas.
- Jakim stanie? Przecież operację miałem prawie rok temu - odpowiedział lekko zdenerwowany. 
- Zabraniam ci! - ponownie podniosła swój głos i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Czemu? - i znowu Leon popełnił błąd zadając to pytanie.
- Bo jestem twoją matką i nie dyskutuj ze mną więcej - to jest właśnie ten jedne jedyny tekst, którym zawsze, ale to zawsze Leon przegrywa kłótnie ze swoją matką. Już chciał coś odpowiedzieć jak zazwyczaj, ale znowu sytuacja się powtarza i zanim zdąży coś powiedzieć jego matka wychodzi.
- Kocham normalnie wasze kłótnie - zaśmiałam się a brunet posłał mi tylko mordercze spojrzenie.
- Mam nadzieje, że ty nie będziesz taka nadopiekuńcza dla swoich dzieci, bo inaczej wujek Leon będzie musiał wkroczyć i tobą potrząsnąć - powiedział poważnie a ja się zaśmiałam. Wujek? Chciałeś powiedzieć tato. O matko, na prawdę tak pomyślałam. Potrząsnęłam głową i nabrałam nerwowo powietrza.
- Jak myślisz pozwoli ci teraz wyjść - zaśmiałam się i usiadłam na jego łóżku. On tylko wystawił głowę za drzwi od swojego pokoju a po chwili ponownie na mnie spojrzał.
- Nie - stwierdził pewny swoich słów. Czyli pani Verdas siedzi na kanapie i ogląda jakiś serial tupiąc przy tym nogą. Zawsze tak robi kiedy nakrzyczy na Leona. I zawsze przechodzi jej dopiero po jakiś dwóch godzinach.
- Czyli siedzimy i czekamy aż jej przejdzie - odezwałam się po chwili po czym opadłam na łóżko.
- Niestety - odpowiedział i tak jak ja walnął się na łóżko. Uwielbiam kiedy jest blisko mnie, kiedy jego ramie styka się z moim, kiedy mogę poczuć jego ciepło. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podniosłam lekko głową po czym położyłam ją na jego torsie. Jego ręka od razu powędrowała na moje włosy. Zawsze kiedy ma okazję bawi się nimi. Lubie kiedy to robi, wtedy czuję się jakbyśmy jednak byli parą a nie przyjaciółmi. Zamknęłam oczy i odpłynęłam do mojej krainy wyobraźni.
***

Usiadłam na piasku przed Leonem i oparłam się plecami o jego nogi, które miał zgięte w kolanach.  Spojrzałam na ognisko palące się przede mną po czym napiłam się swojego piwa. Już dawno nie byłam na imprezie na plaży. Kiedyś prawie codziennie chodziłam do klubów, na domówki czy nawet sama organizowałam imprezy. A teraz każdy weekend spędzam z Leonem, zresztą ja z nim spędzam każdy dzień. I nie przeszkadza mi to, bo bardzo lubię jego towarzystwo a nawet je kocham, tak jak jego. Nagle poczułam jak zawiał mocniejszy wiatr. Mogłam jednak posłuchać Leona i wziąć bluzę a nie kurtkę dżinsową z rękawami trzy-czwarte. Odchyliłam głowę do tyłu aby móc spojrzeć na Verdasa, który gadał z jednym z chłopaków z naszej szkoły. Uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową.
- Zimno mi - oznajmiłam robiąc smutną minkę, która praktycznie zawsze na niego działa. Westchnął głośno i zdjął z siebie swoją czarną bejsbolówkę, zostając tylko w swojej rozpiętej koszuli. Uśmiechnęłam się do niego po czym wzięłam od niego bluzę i nałożyłam na siebie. Jednak po chwili wstałam ze swojego miejsca i stanęłam bok Leona. Spojrzał na mnie pytająco a ja bez słowa usadowiłam się między jego nagami. Oparłam się o jego tors i otuliłam się jego rękami a nasze dłonie splotłam razem. Moja głowa automatycznie powędrowała na jego ramię. Od razu zrobiło mnie się cieple i to o wiele. Przymknęłam oczy i zaciągnęłam się jego perfumami. Brunet pocałował mnie w policzek i kontynuował rozmowę z jakimś chłopakiem
- Czy wy jesteście razem? - zapytała zaintrygowana Francesca. Uśmiechnęłam się mimowolnie do siebie. Chciałbym i to bardzo.
- Jasne, Fran - odpowiedział Leon - Dwa miesiące tamu wzięliśmy ślub a Violetta jest w trzecim tygodniu ciąży - dodał z żartem, ale próbował być poważny  - Sorry, że nie zaprosiliśmy na wesele - zakończył i uśmiechnął się do niej. Obróciłam lekko głowę aby móc się wtulić w jego szyję, która była taka cieplutka i wspaniale pachniała. 
- Chłopczyk czy dziewczynka? - zapytała śmiejąc się Francesca.
- To i to - odpowiedział z uśmiechem - Bliźniaki - dodał widząc minę mojej przyjaciółki. Zaśmiała się na jego słowa i posłał mi prawie niewidoczny uśmiech po czym wróciła do rozmowy z Carmen.
- Jesteś śpiąca? - zapytał szeptem do mojego ucha. Pokiwałam przecząco głową i uśmiechnęłam się do niego, nadal mając zamknięte oczy.
- Nie, ale jest strasznie przyjemnie - odpowiedziałam po czym mruknęłam i wtuliłam twarz w jego szyję. Zaśmiał się cicho i przybliżył mnie do siebie jeszcze bardziej po czym pocałował w skroń. Uśmiechnęłam się pod nosem i musnęłam jego szyję a następnie ścisnęłam mocniej jego dłonie.
***
Wybrałam numer do bruneta i czekając aż odbierze położyłam się wygodnie na łóżku. Z doświadczenia wiem, że na odebranie połączenia ze strony Leona trzeba długo czekać, ponieważ on zawsze gubi swój telefon i nie może go później znaleźć.
- Hej - przywitał się smętnie i westchnął głośno.
- Coś ty taki nie w humorze? - zapytałam z uśmiechem, który wywołał jego głos.
- Bo nie mam powodów do dobrego humoru - odpowiedział i po raz kolejny westchnął.
- Jak to nie masz, jedziemy na wycieczkę pięciodniową - przypomniałam mu radośnie.
- Ja nie jadę - zniszczył mój dobry humor, Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Co? Czemu? - zapytałam zdziwiona. Przecież to on namawiał mnie na tą wycieczkę. 
- Pamiętasz jak byłem na badaniach krwi? - zapytał bez entuzjazmu.
- Jasne, że pamiętam. Narzekałeś chyba z dwa dni, że cie ręka boli - odpowiedziałam z lekkim śmiechem. Normalnie to była jakaś komedia. Nie można go było dotknąć, bo wielce tak go ta ręka bolała. I później jeszcze narzekał, że ma siniaka i wygląda jakby sobie dawał w żyłę jak narkoman.
- Wyniki wyszły źle i muszę jechać na badania do szpitala - oznajmił mi a moje serce przyśpieszyło swój rytm.
- W jakim sensie źle? - zapytałam troszeczkę spanikowana. Boję się o niego, nie chce go tracić. Co ja gadam nigdy go nie stracę, to tylko jakieś wyniki, które wyszły źle, pewnie ma za mało żelaza czy tam wapnia. Pojedzie do szpitala zrobią mu dodatkowe badania, przepiszą leki i będzie dobrze.
- Nie wiem, do końca, bo jak to moja mama nie chce mi powiedzieć, ale podobno mam zbyt dużą krzepliwość krwi - odpowiedział beznamiętnie - I dlatego muszę znowu jechać na kilka dni do szpitala, aby zrobili badania - dodał po czym westchnął.
- A kiedy idziesz do szpitala? - zapytałam z trzęsącymi się rękami.
- Dzień po waszym wyjeździe - odpowiedział. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Jest dopiero po piątej.
- Sprzątaj w pokoju, bo za niedługo u ciebie będę - oznajmiłam trochę weselsza i zaśmiałam się.
- Okej, Do zobaczenia - zaśmiał się i po chwili usłyszałam dźwięk kończący połączenie. Westchnęłam głośno po czym nałożyłam na swoje nogi trampki i zeszłam na dół.
- A ty gdzie? - zapytała moja rodzicielka wychodząc z kuchni - Zaraz kolacja - przypomniała a ja zmarszczyłam brwi. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem - Idziesz do Leona - zapytała a raczej stwierdziła. Kiwnęłam twierdząco głową a ona wytarła dłonie w ręczniczek, który trzymała i pokiwała głową na znak, że mogę. Podeszłam do niej po czym pocałowałam ją w policzek - Pozdrów go ode mnie i powiedz, że mam nadzieję, że niedługo mnie odwiedzi - dodała. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i ruszyłam w stronę drzwi.
- Idzie do niego? - usłyszałam głos swojego taty. Stanęłam na chwilę w drzwi i natężyłam słuch aby podsłuchać ich rozmowę.
- Tak, chyba się zakochała - zaśmiała się moja mama a ja czułam jak na moich policzkach powstają rumieńce.
- Na pewno - przyznał jej rację ojciec - A pamiętasz jak go traktowała kiedy z nami mieszkał? - zapytał przez śmiech. Skrzywiłam się na samo to wspomnienie.
- Tak. Ale jak to mówią od nienawiści do miłości jest jeden krok - zaśmiała się i wtedy usłyszałam czyjeś kroki zmierzające w moją stronę. Szybko otworzyłam drzwi i wyszłam z domu.
Od nienawiści do miłości jest jeden krok. Zapamiętam to sobie.
***
Założyłam na swój nos ciemne okulary przeciwsłoneczne i oparłam głowę o leżak. Uwielbiam plaże, słońce i szum morza. Trochę szkoda, że nie ma z nami Leona na wycieczce, ale badania są ważniejsze. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Nagle usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Sięgnęłam po niego do swojej torby i spojrzałam na wyświetlacz aby zobaczyć kto dzwoni. Uśmiechnęłam się do siebie widząc zdjęcie uśmiechnięto Leona. Nie zastanawiałam się długo i natychmiastowo odebrałam. 
- Cześć  Leośku  - przywitałam się ze śmiechem. I poczułam na sobie wzrok mojej przyjaciółki, która leżała na swoim leżaku obok mnie. 
- No cześć Violka  - odezwał się ze śmiechem.
- Po co dzwonisz? - zapytałam z uśmiechem. 
- Bo się cholernie nudzę w tym szpitalu a ta wredna pielęgniarka nie pozwala mi wstać z łóżka - odpowiedział zbulwersowany, na co się zaśmiałam.
- Za to ja bawię się świetnie - oznajmiłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Słyszałam jak głośno wzdycha.
- Jasne dobijaj mnie jeszcze bardziej - prychnął na co ja się zaśmiałam - Jeszcze mi powiedz, że dookoła są dziewczyny w bikini - powiedział z sarkazmem w głosie.
- Nie jestem tylko ja i Fran - zaśmiałam się a on jęknął niezadowolony.
- Jeszcze lepiej. Czymś jeszcze chcesz mnie dobić? - zapytał znudzony. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Nie, ale tęsknię za tobą - odpowiedziałam i  usłyszałam cichy chichot mojej przyjaciółki. Spiorunowałam ja wzrokiem i pokazałam język - Nawet Fran przyznała, że bez ciebie jest nudno i brakuje tutaj ciebie - dodałam obserwując ją. Uśmiechnęła się do mnie. 
- Też za wami tęsknię  - zaśmiał się i westchnął głośno. Uśmiechnęłam się pod nosem i przygryzłam dolną wargę.
- A jak badania? - zapytałam zaciekawiona a jednocześnie zmartwiona. 
- Dzisiaj rano pobrali mi chyba z litr krwi a wyniki będą dopiero wieczorem - odpowiedział z pretensjami na co się zaśmiałam - Bardzo śmieszne wiesz - dodał z sarkazmem. 
- A jak się ogólnie czujesz? - dopytywałam z uśmiechem na twarzy. Zawsze jak z nim rozmawiam to szczerze się jak głupia, ale co na to poradzę, że się w nim zakochuje i to z dnia na dzień coraz bardziej.
- Czuję się samotny, bo ciebie ze mną nie ma - odezwał się ze smutkiem w głosie a moim brzuchu zaczęły latać jak oszalałe motyle - Dobra muszę kończyć,  bo idzie ta wredna baba - dodał, na co się cicho zaśmiała - Zadzwonię wieczorem - oznajmił szybko.
- Dzwoń kiedy chcesz - powiedziałam  - Całuje - dodałam i puściłam mu buziaka przez telefon - I Fran też - dopowiedziałam  kiedy moja przyjaciółka mnie szturchnęła.
- Ja was też - zaśmiał się i po chwili usłyszałam dźwięk kończący połączenie. Odłożyłam telefon z powrotem do mojej torby i kontynuowałam opalanie. Usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki, ale nie zwracałam na nią  uwagi.
***
Weszłam do budynku szpitala, w którym leżał Leon po operacji, która polegała na włożeniu do głównej tętnicy siateczki rozciągającej aby nie robiły się skrzepy i nie blokowały dostępu krwi do jego serca.. Nie widziałam się z nim prawie tydzień i stęskniłam się za tym głupkiem. Jakieś trzy godziny temu wróciłam z wycieczki i po ogarnięciu się od razu postanowiłam do niego przyjechać. Nie zatrzymywałam się przy recepcji aby zapytać w jakiej jest sali, bo to akurat wiem i zresztą pewnie by mi nie powiedziała, bo nie jestem jego rodziną. Sala dwieście szesnaście a może dwieście siedemnaście. No nic najwyżej kogoś zapytam, jakiejś pielęgniarki czy lekarza. Chociaż nie, nie będę musiała, bo przy automacie z kawą  stroi jego ojciec. Podeszłam szybkim krokiem do niego a on kiedy mnie ujrzał uśmiechnął się. Już otwierałam usta aby się przywitać, ale on mnie uprzedził odzywając się pierwszy.
- Idziesz do tej marudy? - zapytał i schylił się aby odebrać swój gorący napój. Jak widać nie tylko ja uważam, że Leon jest marudą. Uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam twierdząco głową - W takim razie cię nie zatrzymuję - dodał ze śmiechem i usiadł sobie przy stoliku. Kiwnęłam głową i udałem się do sali, w której prawdopodobnie leży Leon. Zajrzałam do sali dwieście szesnaście, ale tam leżała jakaś dziewczyna, czyli to ta druga. Uchyliłam lekko drzwi i wtedy moim oczom ukazał się leżący na plecach brunet patrząc w sufit.
- Cześć - przywitałam się z uśmiechem i wtedy jego wzrok powędrował na moją osobę. Uśmiechnął się w moją stronę, co oczywiście spowodowało, że na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Już myślałem, że o mnie zapomniałaś - zaśmiał się. Nawet gdybym chciała nie potrafiłabym o tobie zapomnieć. Podeszłam do jego łóżka i usiadłam na krzesełku - Przytuliłbym cię, ale nie mogę się ruszać - oznajmił i zrobił smutną minkę. Pokręciłam głową i pochyliłam się nad nim po czym pocałowałam go czule w policzek. Uśmiechnął się szeroko a ja oparłam się łokciami o jego łóżko.
- Jak się czujesz marudo? - zapytałam patrząc to na jego oczy to na usta, które chciałabym pocałować. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i obrażony odwrócił głowę. Zaśmiałam się i ponownie pocałowałam go w policzek. Zmarszczył brwi i zerknął na mnie a ja posłałam mu uśmiech - Boli cię? - odezwałam się i złapałam za jego dłoń, która swobodnie leżała sobie na łóżku.
- Jak cholera, ale wiesz nie chcę marudzić - odpowiedział a raczej warknął w moją stronę. Pokiwałam głową ze śmiechem i ścisnęłam mocniej jego dłoń. I wtedy do jego sali weszła jakaś młoda pielęgniarka. Uśmiechnęła się do mnie po czym skierowała swój wzrok na zadowolonego z jej wizyty Leona. Podeszła do niego i sprawdziła kroplówkę.
- Mam nadzieję, że się nie ruszasz - zwróciła się do niego groźnie, ale na jej twarzy malował się uśmiech. Uśmiechnął się do niej - Musze sprawdzić ci ranę - odezwała się i odkryła go po czym podwinęła mu koszulkę do góry a spodnie lekko opuściła. Poczułam się trochę zazdrosna, a przecież to pielęgniarka a on nie jest moim chłopakiem. Brunet puścił moją dłoń i przytrzymał sobie koszulkę. Kobieta odkleiła jego plaster, który znajdował się po lewej stronie niebezpiecznie nisko - Jest w porządku, ale zmienię ci opatrunek - powiedziała po czym do końca oderwała plaster, zgniotła go w ręce i wyrzuciła do kosza przy takim wózeczku. Wyciągnęła nowy opatrunek i z powrotem podeszła do Leona po czym opatrzyła mu ranę - Jak będzie cię boleć czy coś to mnie zawołaj - dodała i uśmiechając się do niego wyszła z sali.
- Mówiłeś, że jej nie lubisz - odezwałam się i zmarszczyłam brwi.
- To nie ta - wyjaśnił i opuścił swoją bluzkę po czym ostrożnie się nakrył kołdrą. Spojrzał z uśmiechem na mnie i puścił oczko.
- Kiedy wychodzisz? - zapytałam i zaczęłam bawić się jego gumową bransoletką na nadgarstku, na której jest napisana grupa jego krwi.
- Za kilka dni, ale i tak będę musiał tutaj wrócić na zdjęcie szwów - odpowiedział obserwując moje dłonie. Uśmiechnęłam się do niego i złapałam za jego rękę.
- I mam nadzieję, że to będzie ostatni raz jak cię tutaj odwiedzam - powiedziałam patrząc na niego. Zaśmiał się na moje słowa i puścił do mnie oczko.
***
- A ty nadal leżysz w tym łóżku - zaśmiałam się widząc, że Leon nadal leży w swoim łóżku i czyta jakąś książkę. Weszłam do jego pokoju i usiadłam na skraju łóżko. Zerknął na mnie i uśmiechnął się sztucznie.
- Z pretensjami do mojej mamy - odpowiedział zirytowany. Jego mama jest strasznie opiekuńcza w stosunku do niego, może dlatego, że jest jej jedynym dzieckiem i to jeszcze, które choruje.
- Przyszłam razem z Federico, ale on pomylił kuchnię z twoim pokojem - zaśmiałam się, w czym mi brunet zawtórował. Odłożył książkę na półkę, odkrył się i wstał z łóżka. Wstrzymałam oddech widząc go tylko w samych dresach. Podszedł do swojej szafy i wyciągnął z niej bluzkę. Nałożył na siebie koszulkę, którą pożyczyłam sobie na wycieczkę aby czuć jego obecność.
- Prałem ją a ona dalej pachnie twoimi perfumami - odezwał się z lekkim śmiechem. Obdarowałam go promiennym uśmiechem. Już chciał się z powrotem położyć na łóżku, ale jego mama weszła do pokoju z tacą, na której był obiad dla niego.
- Prosiłam cię przecież żebyś leżał - westchnęła głośno patrząc na niego z rozczarowaniem. Przewrócił oczami i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Mamo, nie zaczynaj - jęknął i oblizał dolną wargę. Jego mama odstawiła tacę na biurko i pokręciła przecząco głową - A teraz wyjdź, bo chce się przebrać - dodał i rozwiązał sznurek od swoich spodni dresowych. Spojrzała na niego rozbawiona a po chwili jej wzrok powędrował na mnie. Wzruszyłam ramionami a ona się zaśmiała i ponownie spojrzała na Leona.
- Leon widywałam cię już nago więc ...
- Ale jak miałem pięć lat - przerwał jej niegrzecznie i spojrzał poważnie - Wyjdziesz? - zapytał.
- A czyli mnie się wstydzisz, ale Violetty już nie - drążyła temat. Przewrócił teatralnie oczami i westchnął głośno. Zaśmiałam się cicho i usiadłam po turecku na jego łóżku.
- Nie wstydzę się, ale czuję się nieswojo - podniósł delikatnie głos. Natomiast jego rodzicielka przewróciła oczami i kręcąc głową wyszła z jego pokoju, zamykając wcześniej drzwi. Westchnął głośno i ściągnął swoje spodnie.
- Co za kobieta - wyszeptał pod nosem, ale na tyle głośno, że go usłyszałam. Zaśmiałam się, co spowodowało, że spojrzał na mnie. Zmarszczył brwi i podszedł do mnie. Pochylił się nade mną mrożąc mnie wzrokiem. Zerknęłam na jego usta, które teraz chciałabym poczuć na swoich. Miałam ochotę go dotknąć a szczególnie, że stał przede mną w bokserkach i bluzce. I wtedy znowu ktoś wszedł do jego pokoju. Przeklęłam w myślach i tak jak brunet przede mną spojrzałam w stronę drzwi, w których stał Federico. Poruszał brwiami i wszedł do pokoju z rękami w kieszeni.
- Przerwałem w czymś? - zapytał cwaniackim tonem. Brunet odsunął się ode mnie z uśmiechem.
- Tak, właśnie przerwałeś nam grę wstępną - odpowiedział z żartem a ja zastygłam. Usłyszałam śmiech ze strony Federico, który po chwili znalazł się obok mnie. Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
- A co powiecie na trójkącik - zaproponował z uśmiechem a ja uderzyłam go tylko w ramię i wstałam ze swojego miejsca po czym stanęłam obok biurka.
- Jesteście okropni - powiedziałam patrząc to na jednego, to na drugiego - A ty Federico masz dziewczynę - dodałam po czym skrzyżowałam ręce na piersiach. Pokazał mi język i opadł na łóżko. Spojrzałam na Leona a on uśmiechnął się do mnie. Zmroziłam go wzrokiem, na co się zaśmiał po czym podszedł do mnie. Puścił do mnie oczko po czym ujął moją twarzy i pocałował czule w policzek.
- Chodźcie już - odezwał się i zerknął na Federico, który podniósł się z łóżka. Brunet odsunął się ode mnie po czym przepuścił mnie w drzwi i we trójkę ruszyliśmy na ognisko do znajomych.
***
Usiadłam na ławeczce z piwem w ręku w ogrodzie mojej przyjaciółki i jej brata. Zerknęłam kątem oka na Fran, która się uśmiechała a raczej śmiała ze swojego brata, który coś kombinował. Niestety nie ma dzisiaj z nami Leona, ponieważ pojechał na dodatkowe badania i wizytę kontrolną. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
- Coś ty taka nie w humorze? - zapytała Fran patrząc na mnie.  Zerknęłam na nią kątem oka i już chciałam odpowiedzieć, ale głos zabrał Federico.
- Bo nie ma Leona - zaśmiał się i wyplątał się z tej siatki. Na prawdę nie wiem, co on z tym robił i szczerze mówiąc to nawet nie chce. Pewnie to ma związek z jakimś zakładem jego i Fran. Nie odpowiedziałam na jego komentarze tylko napiłam się kolejnego łyka piwa. Chłopak usiadłam na trawie naprzeciwko mnie i Fran - Kto by pomyślał, że tak się z nim z żyjemy - mówił bawiąc się trawą. Uśmiechnęłam się delikatnie i  przyznałam mu rację kiwnięciem głowy - Teraz jest moim najlepszym przyjacielem a osoba, która go nienawidziła, zakochała się w nim - dodał z uśmiechem a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Kątem oka zerknęłam na Fran, bo jeśli mu się wyglądała to ją zabije. Pokręciła przecząco głową i wzruszyła ramionami. Powróciłam wzrokiem na Fede i już chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał  - Ja to widzę - puścił do mnie oczko i podniósł się z ziemi po czym wszedł z powrotem do ich domu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zniknął mi z pola widzenia.
- Kiedy ty mu to w końcu powiesz? - odezwała się Francesca. Zerknęłam na nią kątem oka i westchnęłam głośno.
- Niedługo - odpowiedziałam zgodnie z prawdę. Muszę się w końcu zebrać w sobie i powiedzieć mu o moich uczuciach, bo jeśli nadal będę zwlekać to on sobie kogoś znajdzie, ożeni się z nią i stworzy szczęśliwą rodzinkę a ja zostanę sama z katami, za którymi nie przepadam. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie i napiła łyka piwa.
- Teraz masz okazje - zaśmiała się i zerknęła za mnie. Automatycznie odwróciłam się w tamtą stronę a moim oczom ukazał się Leon, który rozbawiony rozmawiał o czymś z Federico. Nabrałam nerwowo powietrza do płuc i wstrzymałam je.
- Ale nie dzisiaj - odezwałam się po chwili po czym wypuściłam powietrze i odwróciłam od nich wzrok. W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy śmiech mojej przyjaciółki.
***
Przygryzłam dolną wargę patrząc na Leona, który siedział przede mną. Oboje mieliśmy ochotę na coś słodkiego i po długim namyśle stwierdziliśmy, że pójdziemy do naszej ulubionej lodziarni. Dzisiaj jest strasznie gorąco więc to nam dobrze zrobi. Poczułam jak na moich policzkach powstają delikatne rumieńce z powodu Leona. Siedzi przed mną w białej koszulce, która opina się na jego mięśniach, z włosami postawionymi do góry i okularami na nosie. A do tego słońce wcale mi tego nie ułatwia ponieważ świeci akurat na niego i wygląda to tak jakby wskazywało jakiś cudy czy jakiegoś boga. Spuściłam swój wzrok na pusty już pucharek po lodach, aby Leon nie zorientował się, że zachwycam się nim. Dlaczego powiedzenie mu o moich uczuciach jest takie trudno? Może dlatego, że nie chce go stracić jako przyjaciela, ale to udawanie, że nic do niego nie czuje jest strasznie trudne.
- Idziemy? - wyrwał mnie z rozmyślań głos Leona. Wstrzymałam na chwilę oddech po czym przełykając głośno ślinę kiwnęłam twierdząco głową. Brunet wstał ze swojego miejsca po czym zostawił na stoliku odpowiednią ilość pieniędzy i spojrzał na mnie. Wypuściłam powili powietrze po czym wstałam ze swojego miejsca podpierając się ręką o stolik. Zerknęłam na Leona a on stał i uśmiechał się do mnie. Ugryzłam wewnętrzną część policzka i ruszam w stronę naszych domów. Brunet szedł blisko mnie a jego ramie ocierało się o moje natomiast do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum, które totalnie zabiły moje myślenie.
- Nie dam rady - powiedziałam i zatrzymałam się gwałtownie. Uczynił to samo co ja i spojrzał na mnie zdziwiony. Przeniosłam swój wzrok na jego twarz - Nie wytrzymam już - dodałam, na co on się zaśmiał. Ściągnął swoje okulary i zawiesił na koszulce. Podszedł do mnie i przyłożył mi rękę do czoła.
- Chyba to słońce źle na ciebie działa - powiedział ze śmiechem i złapał mnie za rękę po czym pociągnął w stronę parku gdzie był cień. Zatrzymałam się ponownie, a że trzymał mnie za rękę on też się zatrzymał. Patrzył na mnie tymi swoimi oczami. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i go pocałowałam. Ten upragniony przeze mnie pocałunek. W końcu odpowiem sobie na pytanie jaki smak mają jego usta. Słodka Wanilia. Może dlatego, że przed chwilą jadł lody o takim smaku. Momentalnie w środku zrobiło mnie się ciepło i to nie przez ten upał. Natomiast moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Uśmiechnęłam się do siebie i odsunęłam od niego. Patrzył na mnie zdziwiony. Zabrałam ręce z jego twarzy, ale nadal patrzyłam w jego oczy.
- Dlaczego mnie pocałowałaś? - zapytał zdziwiony. Spuściłam głowę i przymknęłam na chwilę oczy. Czułam na sobie jego wzrok. Czekał na odpowiedź. Przełknęłam głośno ślinę i powróciłam spojrzeniem na niego.
- Bo już nie wytrzymałam - odpowiedziałam a on zmarszczył brwi - Podobasz mnie się i to tak cholernie. Nawet nie wiem kiedy to się stało. Tak nagle z dnia na dzień przestałam patrzeć na ciebie jak na przyjaciela, stałeś się kimś więcej, stałeś się chłopakiem, który mnie się spodobał, do którego coś poczułam, w którym się zakochałam - dodałam patrząc w jego źrenice, które z każdym moim kolejnym słowem powiększały.
- Zakochałaś się we mnie? - zapytał będąc w niesamowitym szoku. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i kiwnęłam twierdząco głową. Nabrał nerwowo powietrza i przeczesał dłonią swoje włosy.
- Rozumiem, że ty nie czujesz tego co ja - stwierdziłam widząc jego gesty. Spuściłam głowę i próbowałam powstrzymać łzy, które chciały się wydostać na światło dzienne.
- Nie, znaczy podobasz mnie się i to bardzo, ale nie robiłem sobie nadziei, bo nigdy bym nie pomyślał, że spojrzysz na mnie inaczej niż na swojego przyjaciela - odezwał się po chwili a mój wzrok od razu powędrował na niego. Uśmiechnęłam się do niego promiennie, co odwzajemnił - I co teraz? - zapytał patrząc na mnie. Poszerzyłam swój dotychczasowy uśmiech i złapałam go za rękę po czym splotłam nasze dłonie. Spojrzał na nie i uśmiechnął się delikatnie.
***
Odwróciłam wzrok od telewizora i skierowałam go na Leona, który wciągnięty oglądał film. Natomiast mnie bardziej interesował on a nie ta komedia. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam go czule w policzek. Odwrócił się w moją stronę zdziwiony, na co się zaśmiałam. Patrzyła na mnie tym swoim wzrokiem, który zawsze mnie peszy. Spuściłam głowę i wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi.
- Nie patrz tak na mnie - szepnęłam wciąż mając schowaną twarz. Zaśmiał się na moje słowa.
- Przecież normalnie na ciebie patrzę - mówił ze śmiechem. Podniosłam na niego swoje spojrzenia i pokręciłam przecząco głową. Musnął czule moje usta i przetarł swoim nosem o mój. Ponownie na mnie spojrzał tym wzrokiem. Od razu moje serce przyśpieszyło swój dotychczasowy rytm.
- Znowu tak na mnie patrzysz - zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w ramię. Otulił mnie swoimi ramionami i przycisnął do swojej klatki piersiowej. Pisnęłam cicho po czym zaśmiałam się. Usadowił sobie mnie na kolanach i przytulił do siebie. Wtulił swoją twarz w moją szyję i delikatnie ją musnął swoimi ustami. Przymknęłam powieki i rozkoszowałam się tą chwilą. Odwróciłam głowę w jego stronę i z trudnością pocałowałam go w usta. Nie musiałam długo czekać aż odda pocałunek. Nie odrywając się od jego usta podniosłam się z jego kolan i usiadłam na nim okrakiem. Odsunęłam się od niego i patrząc w jego oczy uśmiechnęłam się.
- Dlaczego się ciągle uśmiechasz?  - zapytał i oblizał dolną wargę. Zaśmiałam się cicho i skradłam mu krótkiego buziaka.
- Bo jestem szczęśliwa - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. I wtedy jak na zawołanie do domu weszli rodzice chłopaka. Spojrzeli na nas i uśmiechnęli się na powitanie. Oczywiście odwzajemniłam uśmiech.
- Violetta zostaniesz na obiedzie? - zapytała jego mama i posłał mi swój uśmiech. Kiwnęłam twierdząco głową i oparłam swoją głowę o ramię Leona.
- To bierz tą marudę i chodźcie nam pomóc - mówił cały czas uśmiechając się pan Verdas. Zaśmiałam się cicho i odsunęłam od Leona aby na niego spojrzeć. Już chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu na to delikatnie całując jego usta. Podniosłam się do pozycji stojącej i podałam mu rękę aby wstał. Przewrócił oczami i podniósł się z kanapy. Uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam go do kuchni gdzie byli już jego rodzice.
***
Usiadałam na kolanach Leona i oparłam się plecami o jego tors. Uśmiechnęłam się do siebie kiedy oplótł mnie ramionami w tali. Uwielbiam takie spokojne ciepłe dni. Całe szczęście, że teraz mamy długą przerwę. Brunet oparł swoją głowę o moje ramię. Zamknęłam na chwilę oczy i rozkoszowałam się tą chwilą. Przez plecy czułam, że zaczął ciężej oddychać.
- W porządku? - zapytałam obejmując jego dłoń. Przełknął głośno ślinę i pocałował mnie w policzek.
- A czemu miałby nie być - szepnął ciężko oddychając. Z trudnością odwróciłam się do niego przodem po czym ujęłam jego twarz. Był cały blady a oczy błądziły po mojej twarzy. Wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać.
- Leon - spanikowałam i poklepałam go delikatnie po policzku. Otworzył oczy i patrzył na mnie zdezorientowany - Dzwonie do twojej mamy - oznajmiłam i już sięgałam po telefon, ale on mnie zatrzymał i pokiwał przecząco głową.
- Nie trzeba - wyszeptał i spojrzał na mnie - Wystarczy, że wezmę tabletki i będzie w porządku - dodał i uśmiechnął się do mnie blado. Poczułam jak rozchodzi się we mnie złość.
- Nie brałeś ich jeszcze?! - krzyknęłam z pretensjami. Normalnie go kiedyś zabiję. Przecież dobrze wie, że jeżeli ich nie weźmie to może to się skończyć źle. Wstałam gwałtownie z jego kolan i rozejrzałam się dookoła. Akurat na moje szczęście w naszą stronę szedł uśmiechnięty Federico, ale kiedy zobaczył Leona od razu spoważniał i podbiegł do nas.
-  Zostań z nim - powiedziałam a on spojrzał na mnie zdziwiony - Nie wziął leków - dodałam i spiorunowałam Leona 
wzrokiem. Chłopak pokiwał tylko głową i usiadł obok mojego chłopaka. Weszłam szybkim krokiem do szkoły. Z tego co wiem, to lekarstwa ma w plecaku a on jest w jego szafce. Skręciłam szybko w odpowiedni korytarz i zdenerwowana szłam do jego szafki.
- Violetta! - usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się, ale na szczęście to tylko Diego. Podszedł do mnie i skrzyżował ręce na piersiach - Musimy porozmawiać - powiedział a ja westchnęłam.
- Mam ważniejsze sprawy na głowie - odpowiedziałam poważnie i ruszyłam z powrotem w stronę szafki Leona. Wykręciłam szybko jego szyfr i wyciągnęłam plecak.
- Niby co może być ważniejsze ode mnie? - zapytał a ja nie zwracałam uwagi na jego słowa tylko szukałam tych tabletek Leona. Czułam, że moje oczy się zaszkliły. Ostatnia kieszonka. Proszę niech tutaj będą. Ucieszyłam się widząc opakowanie tabletek. Włożyłam z powrotem jego plecak do szafki i zamknęłam ją. Spojrzałam na Diego, który czekał na moją odpowiedź.
- Leon - powiedziałam a na końcu mu głos się załamał. Chłopak spoważniał a ja wyminęłam go i szybkim krokiem ruszyłam przed szkołę. Słyszałam kroki za sobą, co oznaczało, że szedł za mną.
- Co z nim? - zapytał a ja nie odpowiedziałam. Wyszłam na zewnątrz szkoły i widząc Leona, który łapał się za serce przyśpieszyłam swój krok. Brunet siedzący obok niego mówił coś spanikowany. Kucnęłam przy Leonie i podałam mu tabletki. Z trudnością odpakował opakowanie i wyciągnął jedną tabletkę, którą po chwili połknął.
- Dzwonie do twojej mamy - odezwał się nadal spanikowany Federico. Natomiast Diego, który przyszedł za mną podał mojemu chłopakowi butelkę wody. Brunet niepewnie chwycił butelkę i napił się. Czułam w moich oczach łzy.
- Nie dzwoń, jest już dobrze - odezwał się słabym głosem mój chłopak po czym oddał wodę Diego. Złapałam go za ręce i ścisnęłam mocniej.
- Nie słuchaj go Federico i dzwoń - powiedział Diego. Przytuliłam się mocniej do Leon i usiadłam obok niego na ławce. Odsunęłam się od niego po czym ujęłam jego twarz w swoje dłonie i pocałowałam mocno w usta, natomiast po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Nie strasz mnie tak więcej - szepnęłam kiedy się od niego odsunęłam. Spojrzałam mu prosto w oczy a kciukiem gładziłam jego blady policzek.
- Przepraszam - wyszeptał i przymknął na chwilę oczy. Oblizałam dolną wargę i przytuliłam się do niego jak najmocniej. Objął mnie ramieniem i przybliżył do siebie. Pocałowałam go w szyję po czym wtuliłam w nią swoja twarz.

***
Weszłam do domu mojego chłopaka. Wzięłam sobie do serca słowa pani Verdas i teraz wchodzę do ich domu bez pukania. Od razu z kuchni wyszła wcześniej wspomniana kobieta. Przywitała mnie szerokim uśmiechem po czym pocałowała w policzek. Już otwierałam usta aby coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie kobieta.
- Chyba śpi u siebie i coś mi się wydaje, że będzie chory, bo ma gorączkę - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech a ona pokazała gestem głowy abym szła już na górę. Od razu udałam się schodami do jego pokoju. Dziwi były uchylone więc najciszej jak potrafiłam weszłam do środka. Brunet leżał przykryty kołdrą z zamkniętymi oczami. Podeszłam do niego i kucnęłam przy jego łóżku. Uśmiechnęłam się do siebie widząc jaki jest słodki kiedy śpi. Pocałowałam go delikatnie w usta aby go nie obudzić, ale nie wyszło mi ponieważ otworzył gwałtownie oczy.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić - szepnęłam a on uśmiechnął się delikatnie.
- Nie obudziłaś - szepnął. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam jego zaczerwieniony, gorący policzek. Tak, zdecydowanie ma gorączkę. Ściągnęłam swoje buty i obeszłam jego łóżko po czym położyłam się obok niego. Przytuliłam się do niego i podniosłam głowę tak aby móc na niego spojrzeć - Zarazisz się - szepnął, ale objął mnie ramieniem. Wzruszyłam ramionami i musnęłam jego usta.
- Masz cieplutkie usta - zachichotałam i oparłam głowę o jego ramię. Zaśmiał się i westchnął głośno - Prześpij się - szepnęłam i musnęłam jego szyję. Mruknął coś pod nosem i jestem pewna, że zamknął oczy. Przymknęłam powieki i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Położyłam swoją rękę na jego torsie i ostrożnie podwinęłam mu koszulkę. Delikatnie zsunęłam mu spodnie aby móc dotknąć jego blizny. Kocham ich dotykać, wtedy wiem, że on jest wyjątkowy. I tylko mój. Jest moim ideałem. Przejechałam ręką do góry na drugą bliznę, jak dla mnie ważniejszą. Na mojej twarzy od razu ukazał się uśmiech kiedy poczułam na swojej dłoni jak jego serce bije. To jest dla mnie najpiękniejsza dźwięk. Podniosłam delikatnie głowę i pocałowałam go w policzek.
- Kocham cię, wiesz - szepnęłam w prosto do jego ucha po czym ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi - Strasznie cię kocham - dodałam i musnęłam ustami jego szyje. Kocham go miłością tak silną, że momentami sama nie potrafię tego zrozumieć.

***
Poczułam na mojej twarzy gorące promienie słońca i ciepły lecz orzeźwiający powiew wiatru. Zamknęłam oczy i odchyliłam głową do tyłu po czym nabrałam powietrza uśmiechając się do siebie. Początek lata. To jest to co uwielbiam. Do moich nozdrzy dostał się przepiękny zapach kwitnących róż. Nagle poczułam jak ktoś niespodziewanie przytula mnie do siebie od tyłu. Nawet nie musiałam się odwracać czy otwierać oczy aby wiedzieć, kto sprawił mnie tak przyjemną niespodziankę jaką było to przytulenie. Objęłam swoimi rękami ramiona, które mnie otaczały i poszerzyłam swój uśmiech.
- Mam coś dla ciebie - szepnął w prosto do mojego ucha. Czując na swojej skórze jego ciepły oddech na ciele pojawiła się gęsia skórka. Zainteresowana jego słowami odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam pytająco. Uśmiechnął się do mnie promiennie i objął jedną ręką w tali a następnie delikatnie musnął moje usta. Drugą ręką wyciągnął z kieszeni błękitne pudełeczko zawiązane niebieską wstążką. Z uśmiechem, który nigdy nie schodzi mu z twarzy podał mi je i zachęcił gestem głowy do otwarcia. Chwyciłam radośnie za jeden koniec wstążki i pociągnęłam odwiązując kokardkę. Na środku było narysowana serduszko. Uśmiechnęłam się na ten widok i z jeszcze większym zainteresowaniem zajrzałam do środka. Kiedy zobaczyłam co znajduje się w środku miałam łzy w oczach. Ostrożnym ruchem wyciągnęłam z pudełeczka złotą bransoletkę, która wyglądała na strasznie delikatną. Gdy zobaczyłam znak nieskończoności a w nim imię Leona moje serce omal nie wyskoczyło z piersi. Przytuliłam się a raczej rzuciłam na niego i zaczęłam przytulać z całych sił. W odpowiedzi poczułam jego ramiona oplatające mnie w tali a także jego śmiech. Odsunęłam się od niego i ujmując jego twarz w swoje dłonie złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek.
- Jesteś wspaniały - szepnęłam w jego usta, na co się delikatnie uśmiechnął.
- No masz rację, jestem - zaśmiał się a ja ponownie złożyłam na jego cudownych wargach pocałunek - A żeby to potwierdzić jeszcze bardziej zapraszam cię dzisiaj na randkę - wyszeptał.
- A gdzie? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się promiennie.
- Pójdziemy do zoo, później do kina i na kolację - odpowiedział spokojnym zachęcającym głosem - A w bonusie romantyczny spacer po mieście w świetle księżyca - zaśmiał się i musnął delikatnie moje usta. Odchyliłam głowę do tyły i zaśmiałam się głośno.
- Jakiś ty romantyczny - mówiłam śmiejąc się. Puścił do mnie oczko i przygryzł dolna wargę - A z jakiej okazji to wszystko? - zapytałam po czym odsunęłam się od niego i złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- A to musi być jakaś okazja? Nie mogę od czasu do czasu rozpieścić swojej dziewczyny? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Pokiwałam przecząco głową uśmiechając się i puściłam jego rękę po czym wyjęłam z powrotem bransoletkę i podałam mu ją.
- Zapniesz? - wystawiłam w jego stronę swoją dłoń a on z uśmiechem na twarzy wykonał moją prośbę. Musze przyznać, że ta biżuteria idealnie wygląda na mojej dłoni. Jakby była specjalnie stworzona dla mnie - Śliczna - szepnęłam wpatrując się w nią. Brunet zaśmiał się i splótł nasze dłonie po czym razem poszliśmy w stronę cukierni.
***
Usiadłam sobie wygodniej na jego łóżku i patrzyłam uważnie jak się przebiera. Uwielbiam jego umięśnione plecy i szerokie ramiona. Złapałam miedzy zęby swoją dolną wargę i cicho westchnęłam. Ten cudowny moment kiedy mnie nimi otacza i przyciska do siebie. Kocham to, po prostu. Wyczuł mój wzrok na swoim ciele ponieważ spojrzał na mnie i zaśmiał się na widok mojej przygryzionej wargi.
- Viola, nie napalaj się tak - mruknął w moją stronę i rzucił we mnie koszulką.  Wystawiłam w jego stronę ramiona dając mu znak, że ma do mnie podejść. Jednak ku mojemu zaskoczeniu nie wykonał żadnego ruchu. Stał tylko i patrzyła na mnie z cwaniackim uśmiechem.
- Nie, to nie - powiedziałam, zabrałam swoje ręce i położyłam się na łóżku na brzuchu. Zaśmiał się cicho i po krótkiej chwili poczułam jego dłoń na moich plecach. Z racje, że miałam krótkawą koszulkę dotykał mojej skóry, która zareagowała na jego dotyk mrowieniem, zresztą jak zawsze. Odwróciłam się do niego bokiem i z uśmiechem na twarzy wtuliłam się w niego, zaciągając się zapachem jego żelu pod prysznic. Przybliżył mnie do siebie jeszcze bardziej i pocałował w czubek głowy.
- Wiesz co? - szepnęłam mając twarz wtuloną w jego umięśniony tors. Milczał, co oznaczało, że mogę mówić dalej - Odnalazłeś mnie - cmoknęłam go delikatnie w tors - A raczej ja odnalazłam się w tobie - powiedziałam chowając twarz w zagłębieniu jego cudownej szyi. Podniosłam delikatnie głowę aby na niego spojrzeć a on wykorzystał okazję i pocałował mnie. Delikatnie z uczuciem, które przepływało między uderzeniami naszych serc, które mogłoby się wydawać biły w tym samym rytmie. Przynajmniej ja tak to czułam. Odsunął się ode mnie z powodu braku powietrza po czym wbił swój wzrok w sufit. Czuje się przy nim tak spokojnie. Kiedy jestem w jego objęciach nie myślę o niczym. Nie martwię się niczym kompletnie. Tak jakby on był moim ukojeniem. W tej chwili nie przejmuję się czy dostałam się na tą samą uczelnię co Francesca. Czy nasz związek z Leonem przetrwa kiedy pójdziemy do innych uczelni? Ważniejsze jest teraz to, że jesteśmy razem. Tu i teraz.
- Violu - szepnął wyrywając mnie ty samym z moich rozmyślań. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam mu prosto w oczy. Pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się delikatnie - Kocham cię - powiedział nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego. Od razu kąciki moich ust uniosły się do góry. Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach delikatny, ale czuły pocałunek.
- Ja też cię kocham - wyszeptałam wprost w jego usta a następnie wpiłam się w jego usta. Podniosłam się z łózka i ułożyłam się na nim. Pragnęłam go. Bardziej niż zwykle. Moje dłonie automatycznie powędrowały pod jego koszulkę. Dzisiaj tego nie przerwiemy. Skończy się tak jak tego chce już od dawna. Jestem gotowa na ten kolejny krok a zwłaszcza z nim.
***
Patrzyłam ślepo w białą kopertę z uczelni, na którą chce pójść razem z Francescą. Załamię się jeżeli się tam nie dostanę. Jakoś nie mogę się zebrać na odwagę i otworzyć jej. Mam złe przeczucia co do treści tego listu. Niepewnie sięgnęłam po kopertę, ale jednak stchórzyłam i zabrałam rękę z powrotem. Wstałam gwałtownie z kanapy i zaczęłam krążyć wokół stolika. Nie dam rady. Na pewno mnie nie przyjęli. Tyle osób chce się dostać na tą uczelnie więc czemu akurat mieliby wziąć mnie. Ale z drugiej strony moje wyniki były dobre a nawet bardzo dobre. Ten stres mnie zabije. Usłyszałam pukanie do drzwi a już po chwili jak ktoś wchodzi do środka. Spojrzałam w tamtą stronę a moim oczom ukazał się mój wybawiciel. Podbiegłam szybko do Leona i nie odzywając się wtuliłam się w niego.
- Proszę cię otwórz za mnie tą kopertę - wyszeptałam w jego bluzę przytulając się do niego jeszcze mocniej. Zaśmiał się na moje słowa i złapał mnie za pośladki po czym uniósł do góry i zapewne ruszył w stronę salonu. Usadowił mnie na kanapie a sam chwycił do ręki kopertę i patrząc na mnie powoli otwierał. Z nerwów zaczęłam przygryzać wewnętrzną część policzka. Wyciągnął ze środka list i w pełnym skupieniu zaczął czytać. Nie spuszczałam wzroki z jego twarzy aby w razie czego móc wyczytać czy się dostałam czy nie. Przygryzł dolną wargę i westchnął głośno po czym odłożył kartkę na stolik i spojrzał na mnie niepewnie - I co tam jest napisane? - zapytałam z trzęsącymi się dłońmi. Oblizał dolną wargę nie spuszczając wzroku z moich oczu.
- A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Opuściłam zrezygnowana ręce i opadłam bezwładnie na oparcie kanapy. Miałam ochotę się rozpłakać. Brunet objął mnie ramionami i przytulił do siebie.
- Wiedziałam, że się nie dostanę - szepnęłam załamana i wtuliłam się w niego. Odsunął się ode mnie i patrzył pytającym wzrokiem. Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam mu tym samym wzrokiem.
- A bo ty myślałaś, że.. - przerwał śmiejąc się i ponownie się oparł o kanapę - Skarbie dostałaś się - wyszeptał w moje włosy. Odsunęłam się od niego gwałtownie i patrzyłam na niego morderczym wzrokiem a po chwili uderzyłam go z pięści w ramię.
- Nie mogłeś od razu powiedzieć! - warknęłam w jego stronę i złapałam do ręki poduszkę po czym uderzyłam nią go.
- Ej, skąd mogłem wiedzieć, że tak pomyślisz - bronił się i próbował zabrać mi poduszkę, ale na marne. Ponownie dostał ode mnie z pięści w ramię.
- Myślisz, że jakby pomyślała, iż się dostała to byłabym taka załamana - syknęłam z pretensjami w głosie a on zrobił smutną minkę i przybliżył się do mnie.
- Przepraszam - szepnął i skradł mi słodkiego buziaka. Zmroziłam go wzrokiem, ale po chwili uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam się do niego.
***
- Nie wierzę, że to już dzisiaj - szepnęłam patrząc załzawionymi oczami na twarz Leona. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i położył mi swoją delikatną dłoń na policzku - Nie chce się z tobą żegnać - dodałam po czym wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. Przez całe wakacje próbowałam nie myśleć o tej chwili i udało mnie się. To jest chyba najgorsza chwila w moim życiu. Obje z Leonem lecimy w przeciwnych kierunkach. Ja wybrałam New York a on Kalifornię. Niby to tylko pięć godzin lotu samolotem, ale zapewne nie będziemy mieli czasu się spotykać. Zamknęłam powieki aby uwolnić łzy, które od samego rana próbują się wydostać z moich oczu. Mimo iż na lotnisku było głośno ja słyszałam tylko bicie jego serca. Nie mam zamiaru go puszczać dopóki nie wezwą mnie na odprawę.
- Kochanie - wyszeptał Leon i odsunął mnie z trudnością od siebie. Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami. Posłał mi swój śliczny uśmiech i starł z moich policzków łzy - Nie płacz - zaśmiał się i pocałował mnie krótko w usta. Patrzyłam na niego i próbowałam się ponownie nie rozpłakać.
- Leon, ja nie .. - przerwał mi pocałunkiem. Nie wierzę, że nie będę całować tych usta przez kilka miesięcy. Czułam łzy na moich  policzkach.
- Proszę cię, nie płacz - wyszeptał opierając swoje czoło o moje. Kiwnęłam ledwo widocznie głową i ułożyłam swoje dłonie na jego, którymi oplatał moją twarz - Przecież zobaczymy się za dwa miesiące - próbował mnie pocieszyć. Uśmiechnęłam się delikatnie i przymknęłam oczy rozkoszując się jego ciepłem i mrowieniem w miejscu gdzie jego skóra spotyka się z moją.
Pasażerowie lotu 216 Buenos Aires - New York proszeni są do odprawy przy bramce numer 21 - usłyszałam przeklęty głos z głośników. Zacisnęłam mocniej powieki aby się nie rozpłakać i ścisnęłam mocniej dłonie Leona.
- Kocham cię, pamiętaj o tym - powiedział czule i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Oddałam go z przyjemnością i moim jedynym życzeniem teraz było aby czas magicznie staną w miejscu. Odsunęliśmy się od siebie kiedy zabrakło nam powietrza. Spojrzałam w jego oczy aby zapamiętać ich kolor - Uśmiechnij się dla mnie, ostatni raz - poprosił a ja od razu wykonałam jego prośbę i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech chociaż w moich oczach błyszczały łzy.
- Kocham cię - powiedziałam łamliwym głosem i ostatni raz złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Nabrałam głęboko powietrza po czym chwyciłam rączkę od mojej walizki i z delikatnym wymuszonym uśmiechem ruszyłam w stronę odprawy. Podałam kobiecie mój paszport oraz bilet i wykorzystując okazję spojrzałam ostatni raz w stronę Leona. Pomachał mi z uśmiechem po czym poruszał ustami układając je w słowa Do zobaczenia. Posłałam mu ręką buziaka i z trudem poszłam na pokład samolotu. Droga wydawała się dłuższa niż była. Odszukałam swoje miejsce w tym tłumie ludzi i usadowiłam się wygodniej. Na szczęście mam miejsce przy oknie, miejmy nadzieję, że nikt nie będzie siedział obok mnie. Wyciągnęłam z kieszeni spodni mój telefon i odblokowałam go a moim oczom ukazała się tapeta, na której był Leon. Od razu moje usta wykrzywiły się w uśmiech a oczy zaszkliły się. Po chwili jednak zablokowałam go z powrotem i swój wzrok przeniosłam na widok za oknem. Żegnaj Buenos Aires. Poczułam jak ktoś siada obok mnie lecz nie interesowało mnie kto to. Spuściłam głowę a mój wzrok powędrował na mój nadgarstek, na którym była bransoletka od Leona. Osoba siedząca obok mnie przysunęła się bliżej i położyła mi dłoń na mojej po czym splotła ją z moją. Automatycznie podniosłam wzrok na tego kogoś i już miałam wyrwać swoją dłoń, ale moim oczom ukazał się mój przystojniak. Patrzył na mnie tymi swoimi oczami i uśmiechał się szeroko.
- Co tu robisz? - zapytałam zdziwiona a na mojej twarzy widniał uśmiech.
- Jak to co, lecę z tobą, kochanie - odpowiedział i pocałował mnie w policzek. Już chciałam coś powiedzieć, ale on odezwał się jako pierwszy - Myślałaś, że pozwolę ci polecieć beze mnie - zaśmiał się patrząc na moją minę. Przybliżył się do mnie i musnął moje usta - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - wyszeptał w moje usta. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech a w oczach znowu zagościły łzy tylko tym razem to były łzy szczęścia.
- A co ze Stanford? - zapytałam zaskoczona, na co on się zaśmiał.
- Wybrałem inną uczelnię - powiedział patrząc na mnie - Oddaloną o 7 mil od uczelni osoby, którą kocham i z którą chce iść przez życie - dodał nie spuszczając wzroku z moich oczu, w które się zaszkliły po usłyszeniu tych cudownych słowa. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i mimo iż jest tutaj mnóstwo ludzi złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Uśmiechnął się przez pocałunek i pogłębił go. Jednak po chwili odsunęliśmy się ode siebie.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo cię kocham - wyszeptałam w jego usta i wtuliłam się w niego z całej siły. Ponownie splotłam nasze dłonie w jedność i wciąż będąc przytuloną do Leona z uśmiechem na twarzy zamknęłam powieki. Brunet złożył na moim czole długi pocałunek i sam rozsiadł się wygodniej na fotelu po czym mocniej ścisnął moją dłoń. Aktualnie? Jestem cholernie szczęśliwa i niczego więcej nie potrzebuję tylko jego i nasze dłonie splecione razem. 


=============== 

Ostatni post. :)
 Dziękuje bardzo Darii za ten OS jest naprawdę cudny :D 
Będę za wami tęsknić ;p 
Kto wie może kiedyś wrócę , ale wątpię :> 
Jutro szkoła.... W sumie to się cieszę, bo w końcu zobaczę swoją klasę i osoby, których nie widziałam przez całe wakacje :) 
A z drugiej strony chce wakacje xD 

Dziękuje za ten roku < 3

Dziękuje wszystkim co komentowali :D W szczególności Jasmine Theo :D 
Jasmine jeśli masz bloga chętnie go przeczytam daj link w komentarzu :** 
 Mamy 53 obserwujących blog ;) 
Ponad 160.000 wyświetleń :D
W ciul komentarzy :) 

Dziękuje z całego serca :p 
Kocham was :)  

30 komentarzy:

  1. Szkoda że odchodzisz. Blog jest, był i będzie jednym z najlepszysz. Mam jednak nadzieję że kiedyś wrocisz. Powodzenia w szkole. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mówiłaś że może zostaniesz! ZMIENIŁAŚ ZDANIE?

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo <3
    Idę skomentować epilog <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow!
    Należało się | miejsce ;-)
    Niesamowite!
    Masz talent dziewczyno!
    W niekturych momentach chciało mi się płakać,
    A w niekturych śmieć.

    Szkoda, że odchodzisz. :-(
    Będziemy tęsknić za twoim blogiem, :`(
    Bo - moim zdaniem - to był najlepszy blog jaki czytałam :-)
    Gratuluję Ci tyle wyświetleń, obserwtorów komentarzy.
    JESTEŚ NAJLESZĄ BLOGERKĄ NA ŚWIECIE :-D
    Buziaki :-***

    OdpowiedzUsuń
  5. Super
    Wielkie brawa dla autorki os
    I bloga oczywiscie
    Kocham go♥!
    Szkoda że odchodzisz:(
    Będę tęsknić za opowiadaniem

    Czy tylko ja jestem tak zalamana ze trza iść do szkoły? ; (((

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow *,* należało się 1 miejsce. Przepiękne zakończenie historii, wspaniałym os' em ♡
    Jejuś tak mnie wciągnęło ;*** boskie
    Prawdziwa miłość.Od nienawiści się zaczęło przetrwało chorobę i miłością się zakończa.

    Kasiu kochana, powodzenia w trzeciej klasie ; 333 łatwo nie jest, sporo nauki ;*
    Blog wspaniały ♡♡♡ dziękuję ze byłaś ! Chociaż nadal jesteś ♥
    Prowadzę bloga z kumpelą o Leonettcie i Ruggelarii zapraszam ! Dopiero pierwsze początki opowiadania ; 333 heh
    Trzymaj się kochana
    Znowu się głupi telefon psuje. Usunął się. Muszę pisać z anonima ; c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://ludziezawodzamuzykanigdy.blogspot.com/?m=1

      Jasmine Theo.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Przepraszam za spam, telefon mi swiruje ^^

      Usuń
  7. Ooo jaka szkoda ;c Tak wspaniała blogerka zostawia bloga :( No cuż Szkodaaa :c
    Mam dużą nadzieję że wrócisz c:
    Kocham ♥♥♥
    Do zobaczenia ;*
    Ally ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko! Dziewczyna ma mega talent! Aż sir popłakałam w niektórych momentach!
    Cudowny OS. Aż brakuje mi słów, żeby go opisać. Po prostu mnie zatkało! !!
    Gratuluje! !! Naprawdę sie należało 1 miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejcia ! Przychodzę do Ciebie z taką sprawą
    Rezygnujesz już z tego bloga tak ?
    Jeśli tak nie oddałaś byś mi go ?
    Szukam cały czas kogoś kto by oddał bloga
    A więc może ty ?
    Decyzja należy do Ciebie ja czekam Cieprliwie :*

    OdpowiedzUsuń
  10. B O S K O !
    Szkoda że no...wiesz :(
    Pozdrawiam cieplutko!
    Niki ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Teraz dostrzegam jakie ze mnie beztalęcie XD Ten Os jest przecudny, no po prostu dhrnsjc. Strasznie wciąga i nirmalnie nie da przestać się czytać no do tego jest taaaaaaaaaaaaaki długi :D Pomysł jest super "od nienawiści do miłości jest jeden krok" jako cytat mojego życia. Chciałabym mieć takiego przyjaciela, mam nadzieję, że kiedyś go znajde. Taka wymiana Diego na Leona, daję temu kciuka w góre :P Chociarz lubie Diego. Fede jak zawsze zakręcony, "pomylił twój pokój z kuchnią" no nie mogłam w tym momencie. Podoba mi się to, że jest w nim tyle emocji (o jak oficjalnie brzmi XD) czasami zwijałam się ze śmiechu, a innym razem miałam łzy w oczach. Wystraszyłam się kiedy Diego prawie udusił Leosia!! Co za menda jedna!!!
    Czyli odchodzisz, szkoda :'(
    Kochałam twojego bloga i uwarzam, że jest jednym z najlepszych ;) Cały czas pamiętam gdy go znalazłam, wtedy jeszcze chodzili do szkoły i byli tacy mali, a teraz prosze, Leonetta ma trójke dzieci i w ogóle, ach, aż łza się w oku kręci :') Nawet jeśli oddasz komuś bloga to to już nie będzie to samo, karzdy ma inny styl pisania i inne pomysły w głowie. Cały czas śledziłyśny go z kuzynką, to było moje oderwanie od rzeczywistego świata, wieczorami uwielbiałam go czytać, no cóż wszystko co dobre kiedyś się kończy... Musisz wiedzieć, że nigdy nie zapomnę o tym blogu i będe do niego wracać. Szkoda, że nie zostajesz miałam nadzieję, ale coż, bywa
    Pozdrawiam L.Z.C. :*
    PS. Mam nadzieję, że kiedyś wrócisz, albo przynajmniej przecztasz ten komentarz XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam ci podziękować za wszystkie twoje komentarze pod rozdziałami :)
      Byłaś bardzo miłą komentatorką <33
      Nie oddaje bloga nikomu , bo jeszcze nie wiem może kiedyś wrócę :p
      Czas pokaże :D
      Dziękuje za wszystkie komentarze < 33

      Stephie Blanco *,*

      Usuń
    2. Zgadzam się. To wracaj do nas ;***

      Usuń
    3. Zodia pamiętam jak co znslazłyśmy. Byłam wtedy u zodi-mojej kuzynki. Przeczytałam wtedy 1 rozdział i się zakochałam. Wtedy miałaś ich 20. Czytałyśmy bez opamiętania. Kiedy rozdział 20 się skończył nie mogłam usiedzieć i tylko szarpałam zodie i mówiłam. Nie ma już następnego!!! Kiedy ona go doda! Ja już chce następny! Wtedy to stało się moim uzależnieniem. Zakochałam się w tym blogu. Był i jest najlepszy jaki czytałam. To było moją odskocznią do innego świata.

      Usuń
    4. Stephie wróć do nas!

      Usuń
  12. Tęsknię za tobą. Jeszcze nie zdążyłam przeczytać całość, początek wspaniały. Zapraszam do mnie http://kochamleonetteforever.blogspot.de/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już przeczytałam. Słów mi brak. Cudowny, ale jaki długi. Widzisz musiałam sobie zrobić przerwę, żeby go przeczytać. Wspaniała. Płakać mi się chce, że wruszenia. Wracaj do nas. Buziaki. Pozdrawiam.

      Usuń
  13. Jeden z najlepszych blogów pod słońcem! <3

    OdpowiedzUsuń
  14. W,o,W , jestem pod wrażeniem :)

    Leon i Viola Ooo <3 Boziu C.u.d.o !!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Super :) Zapraszam do siebie, inna tematyka więc konkurencja ze mnie żadna :D http://wlasnypsychiatryk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Omg 😍 beczę 😢 dziewczyno jestes genialna

    OdpowiedzUsuń
  17. Super! Szkoda że ochodzisz. Twój blog jest wspaniały. Mam nadzieję że mnie i innych nie zawiedziesz i wrócisz. Z kolejnymi Rozdziałami. Które były cudowne,wspaniałe. Kto się ze mną zgodzi??

    OdpowiedzUsuń