środa, 11 marca 2015

I miejsce. Tinita Warner.

-Ashley, poproś następnego.-powiedziałam do słuchawki, po czym odłożyłam ją na miejsce. Wyciągnęłam z szuflady papiery i zaczęłam je przeglądać.
-Leon Blanco, 23 lata, po architekturze -moje czytanie przerwało pukanie do drzwi.
-Zapraszam-krzyknęłam w miarę miło.- Nie zamierzam utrzymywać z moimi pracownikami przyjacielskich kontaktów. -Moja głowa znów schyliła się na wprost kartki.
-Proszę niech pan tu usiądzie-powiedziałam wskazując na fotel, nadal nie patrząc na dwudziestotrzylatka.
-A więc..-zaczęłam po czym podniosłam głowę. Przede mną siedział najprzystojniejszy brunet z zielonymi oczami jakiego w życiu widziałam.
-A więc, opowiedz coś o sobie. -dodałam po chwili lekko speszona, swoim "przypatrywaniem" się.
Mężczyzna cicho się zaśmiał na moje wcześniejsze zachowanie, poczułam jak cała się czerwienie, nagle zrobiło mi się gorąco.

-Pięknie się rumienisz-odparł nagle swoim delikatnym głosem, po czym przyłożył rękę do buzi jakby dopiero co do niego dotarło co właśnie powiedział. Przymknęłam lekko oczy.
-Jakoś mi się nie wydaje żebyśmy przeszli na ty.-moj zdenerwowany głos był, tylko oznaką jego komplementu. 
-Jaa przepraszam nie chciałem tego powiedzieć-jąkał się
-Ale powiedziałeś-wyznałam lekko poważnie.-Chciałabym przyjąć na role mojego asystenta kogoś doświadczonego, nie spóźniającego się-wstałam z fotela-odpowiedzialnego i co najważniejsze, osobę która będzie w miarę godna mnie zastąpić na różnych przyjęciach, bankietach i pokazach.-dokończyłam
-Oraz jeszcze pokazywać się ze mną na wszystkich najważniejszych wydarzeniach-dodałam stojąc przy oknie.
-Zgłosiłem się do pani ze względu na moje doświadczenie a także dyscyplinę, mam nadzieje, że pani przemyśli moje zgłoszenie-wstał i podszedł do drzwi.-Nie powiem, ale zaimponował mi pan swoją ambicją.-Wyznałam patrząc nadal przez okno.
-Ciesze się-odparł swoim pociągającym głosem, moje ciało przeszły dziwne ciarki. Usłyszałam jak otwiera drzwi.
-Jest pan przyjęty, jutro 8, mój gabinet. - odparłam siadając na moim czarnym skórzanym fotelu. Na ustach chłopaka pojawił się uśmiech.-Dziękuje-odparł znów tym głosem a ja czułam jak krew dopływa mi do twarzy. Mężczyzna wyszedł, odetchnęłam ulgą i ponownie zaczęłam przeglądać jego papiery.

Następny dzień.
-Ashley, kiedy przyjdzie pan Blanco poproś go żeby zajrzał do mnie.-powiedziałam swojej sekretarce.
-Oczywiście pani Castilo- uśmiechnęła się.
Blondynkę bardzo doceniałam, pracuje ze mną od samego początku czyli od jakiś 2 lat. Jest odpowiedzialna- a to sobie cenie najbardziej.
Weszłam do mojego gabinetu, płaszcz powiesiłam na wieszaku. Usiadłam na fotelu i zaczęłam przeglądać papiery jakie muszę dziś przeczytać razem z Leonem.

Leon
-Rozumiem tato. -po raz kolejny próbowałem wytłumaczyć to ojcu.
-Leon masz tylko tydzień. -znów mi wypomniał
-Tato za siedem dni dokument będzie już podpisany przez Castilo. Obiecuje.
-Mam nadzieje-wyznał.-wiesz, że to bardzo ważne
-Wiem. Jestem już na dobrej drodze. -powiedziałem z uśmiechem. Po czym rozłączyłem się i wszedłem do ogromnego wieżowca.
Tak naprawdę nie chce być żadnym asystentem Castilo, mam kasy jak lodu a to jest mi najmniej potrzebne. Moi rodzice mają ogromną firmę konkurującą z firmą Violetty. Mój ojciec bardzo chciał przejąć 40 % zysków firmy kobiety. Oczywiście ona się nie zgodziła, więc jestem zmuszony do tego żeby rozkochać ją w sobie a następnie tak ją wykorzystać żeby podpisała dokument.
Mam na to tydzień.
Wjechałem na odpowiednie piętro budynku po czym skierowałem się do recepcji.
-Cześć Ashley-odezwałem się ciepłym głosem do blondynki
-Hej, Castilo kazała przekazać, że masz od razu po przyjściu wstąpić do jej gabinetu -odparła z uśmiechem a ja lekko przytaknąłem głową i podszedłem do drewnianych drzwi, lekko w nie zapukałem a już po chwili usłyszałem ciepły głos brunetki.
-Dzień dobry. -przywitałem się wchodząc do nowoczesnego gabinetu.
-Witam.-odparła z delikatnym uśmiechem. Zamknąłem drzwi i usiadłem na fotelu.
-Mam dla ciebie już pierwsze zlecenie. -powiedziała przekładając jakieś papiery.
-Słucham.
-Muszę je wszystkie przejrzeć.-zaczęła-I ty mi w tym pomożesz-dodała podając mi dwudziesto centymetrowy stos kartek.
-Praca na cały dzień. Mam nadzieje, że skończysz przed 20.
-Oczywiście.-potwierdziłem seksownym głosem, dziewczyna zarumieniła się.
-To chodź pokaże ci twój gabinet-odparła wstając, zabrała swojego złotego IPhona 6 plus i razem wyszliśmy z gabinetu. Skierowaliśmy się do drzwi które były centralnie naprzeciw pokoju mojej szefowej. Weszliśmy do także nowoczesnego gabinetu, położyłem papiery na stole.
-Rozgość się-uśmiechnęła się szczerze-Od dziś to twój gabinet-dodała i wyszła z pomieszczenia. Usiadłem na fotelu i odkręciłem się w stronę szyby która była na całej ścianie za mną.
-Już nie długo Castilo -szepnąłem z uśmiechem.
Po chwili zająłem się pracą.
Godzina 15:00
Zapukałem do gabinetu Brunetki. Po chwili usłyszałem jej głos. Wszedłem do pomieszczenia i stanąłem na przeciw jej biurka.
-Nie musisz pukać-odparła z uśmiechem.
-Dobrze, już nie będę-odpowiedziałem i razem się zaśmialiśmy.-Ma może pani ochotę wybrać się ze mną na lunch?-zapytałem
-Jasne, przerwa mi się przyda.-uśmiechnęła się a mnie przeszedł delikatny dreszczyk, który był bardzo przyjemny.
Violetta spakowała rzeczy do torebki a następnie chwyciła płaszcz który pomogłem jej założyć.
-Dziękuje-powiedziała trochę ciszej. Chwyciła swój telefon i razem wyszliśmy. Wstąpiłem jeszcze do mojego gabinetu i założyłem skórzaną kurtkę. Zamknąłem drzwi i podszedłem do Violetty.
-Idziemy?-zapytałem
-Tak, tak-uśmiechnęła się do mnie-Ashley jeżeli dzwoniłby jakiś telefon powiedz, że wyleciało mi ważne spotkanie, zapisuj imiona i nazwiska oraz numery telefonu na kartce, później do nich odzwonie.
-Dobrze pani Castilo- blondynka uśmiechnęła się a my razem wyszliśmy z wieżowca. Skierowaliśmy się do małej restauracji nie daleko. Otworzyłem kobiecie drzwi a ona posłała mi uśmiech. Odnaleźliśmy pusty stolik i usiedliśmy przy nim. Kelner podał nam menu a my zamówiliśmy Dania.
-Pierwszy raz od 2 lat jestem na lunchu.-wyznała
-Naprawdę-Nigdy nie miałam czasu-zaśmiała się i zaczęła bawić się paznokciami.
-No to, to zmienimy-powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.
-Może przejdźmy na ty?-zapytała po chwili.
-Leon.-odpowiedziałem i podałem jej dłoń
-Violetta-odparła i ją uścisnęła a mnie znów przeszedł ten przyjemny dreszczyk
-No to opowiedz coś o sobie-odparłem po chwili.
-A więc, mieszkam tu od zawsze. Firmę założyłam jakieś 3 lata temu a od dwóch lat zaczęła być ona coraz bardziej rozpoznawalna a teraz jest jedną z największych. Konkuruje jedną z firm, nie wiem czy znasz, Verdas Desing?-zapytała a mnie zatkało, nie wiem dlaczego ale w głębi duszy nie chciałem jej okłamać, było to strasznie dziwne.
-No coś ttam kojarzę-zająknąłem się i szybko upiłem łyka kawy.
-Mieszkam sama w wielkim domu, nie mam chłopaka ani dzieci.-na ostatnie słowa moje serce zaczęło szybciej bić kurwa Verdas co ci jest! Zaczęła krzyczeć moja podświadomość.
-Moi rodzice mieszkają w Buenos Aires, utrzymuje z nimi bardzo dobry kontakt-dodała po czym wzięła łyk wody.-I to chyba tyle-Na tym zakończyła swoją wypowiedź
-Teraz ty-uśmiechnęła się a ja wymiękłem, i co ja teraz mam powiedzieć?! A więc, mam wielką wille kasy jak lodu. Moi rodzice maja ogromną firmę Verdas Desing? Kojarzysz? Konkuruje z twoją firmą. Nie mam żony, dziewczyny ani dzieci. Codziennie mam inną. No i bardzo dobrze się dogaduje z rodzicami. A teraz właśnie spełniam prośbę mojego ojca wykorzystując Cię?
-Halo?-zaczęła machać mi przed oczami.
-Sory- powiedziałem wracając na ziemie.-A więc, mieszkam tu nie daleko. Moi rodzice mają malutką firmę w której zawsze chcieli żebym pracował. Nie mam żony ani dziewczyny, dziecka także-wypowiadając ostatnie wyrazy zauważyłem w oczach dziewczyny iskierki.-No i dobrze dogaduje się z rodzicami-zakończyłem. Moje ręce cały czas się trzęsły.
-Yhm-przytaknęła z uśmiechem upijając przezroczystą ciecz. Po chwili kelner przyniósł jedzenie, zaczęliśmy jeść, dużo się przy tym śmiejąc i rozmawiając. Było mi z nią bardzo dobrze, jeszcze nigdy nie czułem się tak w towarzystwie dziewczyny.

Dwa dni później
Zostało : 4 dni.

Zebrałem papiery z biurka które miałem zabrać do mojej szefowej. Wyszedłem z gabinetu i udałem się pod znane mi drewniane drzwi. Otworzyłem je nie pukając, wszedłem i je zamknąłem. Odwróciłem się w stronę biurka i zobaczyłem jak jakiś metr przede mną stoi Violetta w samej bieliźnie i rajstopach, była odwrócona.
-Ashley przyniosłaś już tą sukienkę?-zapytała i odwróciła się do mnie. Jej twarz zrobiła się cała czerwona.
-Aa to ty Lleon- jąkała się
-Przepraszam, powinienem zapukać.
-Nie przepraszaj, przecież sama kazałam żebyś nie pukał.
-Ja tylko przyniosłem papiery które już wypełniłem, wystarczy podpisać.-powiedziałem podchodząc do biurka i położyłem je na nim. Odwróciłem się a brunetka stała jakieś 40 centymetrów ode mnie.

Violetta

Upiłam łyka kawy i przez przypadek się nią oblałam.
-Ehh!-krzyknęłam i szybko wstałam. Chwyciłam telefon po czym zadzwoniłam do recepcji.
-Ashley błagam przynieś mi jakąś sukienkę, w mojej łazience w szafie powinna być-powiedziałam do swojej recepcjonistki i odłożyłam telefon. Na szczęście tutaj w łazience zawsze trzymam jakieś swoje sukienki "tak na wypadek".
Rozebrałam się z mokrego ubrania i rzuciłam go na fotel.
-Czy ja zawsze muszę mieć tak pod górkę!-wrzasnęłam. Czekałam aż przyjdzie Blondynka z moją sukienką. Nagle usłyszałam głos otwieranych drzwi. Następnie jak ktoś je zamyka.
-Ashley przyniosłaś już tą sukienkę?-zapytałam i odwróciłam się. Ujrzałam przed sobą Leona, matko co za wstyd. Ja stojąca przed nim w samej bieliźnie. Czułam jak krew dopływa do mojej twarzy a ja robię się czerwona.
-Aa to ty Lleon- odezwałam się jąkając
-Przepraszam, powinienem zapukać.-zaczął
-Nie przepraszaj, przecież sama kazałam żebyś nie pukał.
-Ja tylko przyniosłem papiery które już wypełniłem, wystarczy podpisać.-powiedział podchodząc do biurka i położył je na nim. Podeszłam do niego a on nagle się odwrócił staliśmy bardzo blisko siebie. Czułam jego szybki oddech na twarzy. Mężczyzna nic nie mówiąc wbił się w moje usta namiętnie całując.
-Jesteś..taka..ppiękna-
powiedział między pocałunkami które zaczęłam odwzajemniać. Zrzucił wszystko z biurka i mnie na nim posadził. Nasze pocałunki były coraz bardziej brutalne, jego jedna ręka jeździła po moim udzie a druga znajdowała się na moim policzku. Moje dłonie zaczęły rozpinać jego koszule. Po chwili jego tors był nagi. Moje palce jeździły po jego mięśniach.
-Pani Castilo przyniosłam...-zaczęła moja recepcjonistka a my jak poparzeni oderwaliśmy się od siebie, Leon szybko zaczął zakładać koszule.
-Chyba w czymś przeszkodziłam, przepraszam.-powiedziała speszona zostawiając sukienkę na fotelu a następnie wyszła. Oby dwoje wybuchliśmy śmiechem.
-Dobrze, że nie weszła dziesięć minut później -powiedział Leon dalej zapinając koszule. Nie mogłam patrzeć jak się z tym męczy, jego dłonie drżały więc zapięcie było mało możliwe.
-Pomogę ci-powiedziałam i podeszłam do niego, zaczęłam powoli zapinać mu guziki, kiedy skończyłam podniósł mój podbródek i namiętnie pocałował.
-Jestem twoją szefową, nie powinniśmy-wyznałam
-Przemyśl to skarbie-powiedział i delikatnie musnął wargami moje usta po czym wyszedł.
Zgarnęłam sukienkę z fotela i szybko się w nią ubrałam. Posprzątałam bałagan na biurku i przy nim usiadłam. Po wydarzeniu z około 5 minut temu nie mogłam racjonalnie myśleć. Jakby Ashley weszła później na prawdę mogłabym to z nim zrobić? Delikatnie musnęłam palcami miejsce w którym kilkadziesiąt sekund temu były usta Bruneta.

Następny dzień
Zostało : 3 dni

-i jak?-zapytał się kolejny raz mój ojciec
-Wszystko idzie zgodnie z planem. Po jutrze dziewczyna podpisze dokument-odparłem chwytając zielone jabłko- dam ci znać kiedy masz go wysłać -dodałem gryząc owoc.
-Jestem z ciebie dumny-Wyznał
-Cieszę się.-przyznałem i wsiadłem do samochodu.
-Kończę bo Castilo dzwoni-odparłem po chwili i rozłączyłem się. Telefon podpiąłem do zestawu głośno mówiącego w moim porsche.
-No hej-przywitałem się z brunetką
-Cześć, za ile będziesz??-zapytała się
-tęsknisz?-zapytałem seksownym głosem
-Trochę-wyznała.
-Uwierz ja bardziej.-odparłem- Skarbie, będę za 10 minut właśnie jadę.
-Okej-powiedziała radosnym głosem.-a ja się rozłączyłem. Nie chce jej zranić, ona jest cudowną osobą. Leon ty ją kochasz! Usłyszałem głos podświadomości. Gdybym ją kochał przerwałbym ten cały pojebany plan.
 Viola

-Hej-przywitał się wchodząc do mojego gabinetu a następnie pocałował mnie. Moje usta zamieniły się w prostą kreskę.
-Co jest?-zapytał zmartwiony i położył dłonie na moich policzkach.
-Czy my jesteśmy razem?-zapytałam wpatrując się w jego zielone tęczówki.
-Chciałabyś?-odpowiedział pytaniem na pytanie
-Bardzo-odpowiedziałam pociągającym głosem i przegryzłam dolną wargę.
-Nie rób tak-rozkazał-Jak?-zapytałam zaskoczona
-Tak jak teraz. -odpowiedział-Nie kontroluje się w tedy -dodał a ja puściłam wargę.
-dziękuje-odetchnął z ulgą.
-Czyli jesteśmy razem?-zapytałam dla pewności-Kochanie..-odparł i założył kosmyk moich włosów za ucho. Oh, skarbie
-Oczywiście-szepnął do mojego ucha lekko je przegryzając, cicho jęknęłam.
-Chciałabyś mnie dziś odwiedzić?-zapytał w moje usta.
-Chętnie-szepnęła.

Wieczór

-Hej, skarbie-przywitałam się z moim chłopakiem i lekko musnęłam jego usta on natomiast pogłębił pocałunek. Nasze języki walczyły o dominacje. Verdas zaciągnął mnie do środka a drzwi zamknął nogą. Słyszałam jak przekręca zamek. Jego ręce znajdowały sie na moich biodrach, delikatnie mnie uniósł a ja oplotłam swoje nogi wokół jego tali. Złapał mnie za uda. Swoje dłonie położyłam na jego policzkach. Dalej namiętnie się całowaliśmy. Czułam jak wchodzimy po schodach a następnie kierujemy się do jakiegoś pokoju. Domyśliłam się, że jest to jego sypialnia. Zamknął drzwi. Stanęłam już na własne nogi i zaczęłam rozpinać jego koszule. Nasze ubrania zaczęły lądować na podłodze.

Następny dzień
Zostało : 2 dni

Wtuliłam się bardziej w gołą klatę bruneta. Poczułam jak całuje mnie w czubek głowy.
-Cześć kochanie-Odezwał się a ja podniosłam się na łokciach po czym pocałowałam go w usta.
-Kocham cię-szepnął głaszcząc mój policzek
-Ja ciebie też-wyznałam.

Leon
-idę zrobić coś na śniadanie-odparłem po chwili.
-Zostań jeszcze-powiedziała chwytając moją rękę.
-Skarbie musimy jechać do pracy- powiedziałem lekko całując wierzch jej dłoni.
-No racja-usiadła i lekko się wyciągnęła. Pocałowałem ją w szyje a ona cicho jęknęła.
-Ale z drugiej strony..-zacząłem
-Wstajemy-obudziła się nagle po czym wstała .
-Gdzie masz łazienkę?-zapytała tym pociągającym głosem a następnie przegryzła dolną wargę. Zasłoniłem twarz poduszką i wskazałem palcem.
-Dziękuje-zaśmiała się po czym słyszałem jak wychodzi.
Wpadłeś po uszy! Zakochałeś się w niej! Krzyczała moja podświadomość.
-Nie to nie możliwe-szepnąłem cicho po czym wstałem i założyłem bokserki a następnie dresy firmy nike. Do ręki chwyciłem swojego czarnego IPhona 6 plus i zszedłem na dół do kuchni.
Wyjąłem potrzebne składniki do jajecznicy i zacząłem ją przyrządzać.
Poczułem jak ciepłe ręce przytulają mnie od tyłu.
-Co tam gotujesz?-zapytała i musnęła ustami moje plecy.
-Jajecznice-odparłem seksownym głosem a ona westchnęła. Odwróciłem się w jej stronę i posadziłem na blacie naprzeciw mnie.
-Tak strasznie cię kocham-szepnąłem. Widziałem jak w jej oczach zbierają się łzy.-Skarbie, nie płacz.-powiedziałem także cicho i starłem łzę.
-Coś powiedziałem?-zapytałem zdziwiony.-Nie myślałam, że te kilka dni zmienią tak moje życie. Wybranie ciebie na mojego asystenta było najlepszą decyzją w moim życiu. Bardzo cię pokochałam. Jesteś dla mnie najważniejszy.-powiedziała głaszcząc mnie po policzku. Byłem w szoku. Zakochałem się w niej i teraz to czuje. Gdybym mógł sam bym się rozpłakał.
-Będziesz ze mną już zawsze?-zapytała, a ja nie miałem pojęcia co jej odpowiedzieć.
-Tak. Zawsze.-wyznałem opierając swoje czoło o jej.-Zawsze-szepnąłem w jej usta.

Następny dzień
Zostało : 1 dzień

Do:Tata 8:20
Możesz wysyłać.

Od: Tata 8:45
Wysłane. Trzymam kciuki.

Przeczytałem i schowałem telefon do kieszeni. Podpisze i zerwiemy, podpisze i zerwiemy. Leon to nie takie trudne-powtarzałem. Może i nie trudne ale dla osoby którą kochasz jest to jak cios w serce Podświadomość..
Wszedłem bez pukania do gabinetu mojej dziewczyny.
-Co tam?-zapytała z uśmiechem
-Skończyłem swoją robotę to pomyślałem, że pomogę tobie.- Wiedziałem, że co drugi dzień sprawdzała skrzynkę mailową
-Dziękuje skarbie-powiedziała i wstała na nogi po czym podeszła do mnie i pocałowała. Chciałem w tym pocałunku oddać całą miłość do niej. Tak strasznie ją kocham. Po 5 minutach oderwaliśmy się żeby zaczerpnąć powietrza.
Odszedłem od kobiety i usiadłem na jej fotelu natomiast ona na moich kolanach.
-No to od czyjego maila zaczynamy?-zapytałem
-Wybierz sam.-odparła tym seksownym głosem.- No to może zaczniemy od Verdas Desing?
-Nie. Usuń to.-powiedziała poważnie
-Dlaczego?-zapytałem się
-Natrętny facet cały czas mi to wysyła.-powiedziała bawiąc się paznokciami
-Kochanie, a może zobaczymy co on nam oferuje.
-Skarbie, czytałam to już milion razy.-powiedziała delikatnie, we mnie buzowała się krew. Nie zważając na jej protesty otworzyłem umowę. Zauważyłem, że ojciec z jej treści usunął to o tych 40% a za to wpisał to małym druczkiem na dole. Będzie łatwiej
-Przeczytaj jeszcze raz. Proszę. -odparłem pociągającym tonem i pocałowałem ją w szyje.
-Dobrze-uległa i zaczęła czytać.
-i jak?-zapytałem i ponownie zacząłem całować jej szyje żeby skupić jej uwagę na czymś innym.
-Podpiszesz?-powiedziałem między pocałunkami. Dziewczyna chwyciła telefon.
-Ashley wydrukuj mi tą umowę od pana Verdasa- powiedziała po czym odłożyła słuchawkę.
Przekręciłem jej głowę w moją stronę i mocno wbiłem się w Jej wargi. I co Verdas? Lepiej ci?
Oderwałem się od brunetki a ona na mnie spojrzała zdezorientowana.
-Ashley zaraz wejdzie-wymyśliłem a ona przytaknęła i wstała z moich kolan. Ja usiadłem na krześle na przeciwko a ona na swoim fotelu. Chwilę później do gabinetu weszła blondynka tym razem pukając.
Położyła dokument na biurku a Vilu chwyciła długopis. Jeden ruch i gotowe.
-No to ja już lecę-powiedziałem kiedy recepcjonistka wzięła podpisaną kartkę i wyszła.
-Już?-Zapytała zaskoczona.
-Muszę coś załatwić-powiedziałem i skierowałem się do drzwi zatrzymał mnie jej głos
-Wpadniesz dziś do mnie?-zapytała a ja odwróciłem się.
-Dzisiaj nie dam rady-wymyśliłem.
-Aa. To do jutra.-powiedziała z uśmiechem. -Cześć-pożegnałem się zostawiając ją zdziwioną.
Jestem dupkiem. Pieprzonym dupkiem. Złamać serce takiej dziewczynie.

-No Leon, spisałeś się na medal.-odezwał się mój ojciec
-Nienawidzę Cię-wysyczałem mu w twarz
-O co ci chodzi?-zapytał
-Przez ciebie zraniłem taką dziewczynę.
-Leon przestań, każda taka sama -naiwna-zaśmiał się a ja z całej siły uderzyłem go w twarz
-Jak możesz być taki!-krzyknąłem
-Obwiniasz mnie, a sam to zrobiłeś, do niczego cię nie zmuszałem!-podniósł głos. Zrozumiałem, że on ma trochę racji. Przeze mnie ona teraz zbankrutuje, przeze mnie będzie miała złamane serce. Jestem taki sam jak on. Nie, ja chociaż mam serce.
-Nie dziwie się, że mama ma tyle kochanków!-krzyknąłem a jego oczy znacznie się powiększyły
-Co ty powiedziałeś!
-To co usłyszałeś.-odparłem i wyszedłem z ogromnej wili.

3 tygodnie później
Violetta

Teraz mogę uznać za mój najgorszy moment w życiu. Moja firma bankrutuje , właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży, nie mam kontaktu z Leonem od tego czasu kiedy widzieliśmy się w gabinecie. I jeszcze okazało się, że Blanco a raczej Verdas był oszustem.
Perfidnie wykorzystał mnie, rozkochał w sobie, zrobił tak żebym podpisała dokument i się zmył. Tydzień później zaczęłam zauważać, że 40% zysków z każdego dużego projektu jest oddawane firmie Verdas Desing.
Moja sytuacja prawna nie wygląda dobrze, podpisałam więc nie mam usprawiedliwień. Moja jedyną deską ratunku to , to, że może pan Verdas cofnie umowę.
Wyszłam z wilii aby wyrzucić śmieci, ujrzałam czarne porsche stojące u mnie na podjeździe. Podeszłam do samochodu i zapukałam w szybę. Widać było że mężczyzna spał.
-Halo!-podniosłam głos a on zaczął się budzić, zdjął kaptur i okulary zobaczyłam, że to Leon. -Nie -szepnęłam. Szybko odbiegłam ale poczułam dłonie wokół mojej tali.
-Daj mi to wytłumaczyć.-zaczął-proszę.-
wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam na przeciwko niego.
-tu nie ma co tłumaczyć leon. Wykorzystałeś mnie!-krzyknęłam a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy-Nienawidzę Cię-szepnęłam-A teraz opuść moją posesje bo zadzwonię na policję.-dodałam obracając się.
-Violu..-zaczął. Odwróciłam się w jego stronę.-Kochałam cię tak bardzo. A to co ty mówiłeś było tylko dla pieniędzy! Zostaw mnie w spokoju. Odejdź z mojego życia!-krzyczałam płacząc.
-kocham cię-wyznał
-Nie kłam, chociaż teraz.
-Daj mi dziesięć minut, proszę cię.
-Nie. Ty miałeś swoje dziesięć minut a nawet cały tydzień. Odejdź od nas!-ostatnie słowa wykrzyknęłam.
-Nas?-zapytał zdziwiony. Powoli do mnie podchodził.-To już nie powinno Cię interesować-powiedziałam cicho i weszłam do wili. Zamknęłam drzwi i położyłam się na kanapie słyszałam jak Verdas się dobija.
-Daj mi to wytłumaczyć! Violetta!-włożyłam słuchawki do uszu nawet się nie zorientowałam kiedy usnęłam.



-Nie dzwoń, nie pisz, wychowam sama te dziecko. A jedyną prośbę jaką mam to, to żeby twój ojciec zerwał tą cholerną umowę-powiedziałam poważnym głosem.
-Postaram się go na mówić-Odparł-Spotkamy się?-zapytał po chwili.
-Okej, będziesz miał tylko 15 minut, nie oczekuj więcej-powiedziałam cicho.
-Dziękuje, nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne.-wyznał.


-15 minut i wychodzę-burknęłam oschle siadając na przeciw bruneta.
-Pięknie wyglądasz-powiedział i wyciągnął rękę do mojej, szybko ją zabrałam. Westchnął.
-14-odparłam bawiąc się paznokciami
-Miałem cię przekonać żebyś podpisała tą umowę-zaczął-Ale wszystko wymknęło mi się spod kontroli.-wziął głęboki oddech
-Zakochałem się w tobie.-wyznał patrząc mi w oczy a ja parsknęłam śmiechem, jemu nie było do śmiechu
-Tylko po to kazałeś mi tu przyjść?-zapytałam z ironią-Mam ważniejsze zadania niż słuchanie twoich zasranych uczuć-powiedziałam wstając.
-Nie bądź taka-poprosił a ja pokazałam mu środkowy palec po czym wyszłam z kawiarni. W moich oczach zaczęły pojawiać się łzy, szybko założyłam okulary i skierowałam się w stronę moje wilii.


Otworzyłam drzwi i zobaczyłam faceta trzymającego bukiet róż, niestety nie widziałam jego twarzy. Po chwili upuścił kwiaty do dołu.
-Idź stąd-odparłam cicho, mocniej zakrywając się szlafrokiem.
-Kocham cię, rozumiesz! Kocham cię i te dziecko. Mam w dupie czy mnie teraz wygonisz czy też naślesz na mnie policję.-powiedział głośno i mocno wbił się w moje usta. Nie Odwzajemniłam pocałunku.
-Ojciec zerwał umowę-szepnął kiedy się oderwał.
-Dalej cię nienawidzę. -zaczęłam-Skąd mam wiedzieć, że to nie jest twój następny plan?
-Nie umiem bez ciebie żyć-wyznał zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
-Wyjdź-powiedziałam głośno popychając go do przodu.
-Co mam zrobić żebyś mi uwierzyła?
-Nic nie rób. Po prostu przestań mnie nawiedzać.
-Czy ty mnie słuchasz?
-Nie-trzasnęłam drzwiami. Zsunęłam się po nich, schowałam głowę w kolana, nie płakałam.
 -Halo?
-Dzień dobry pani Castillo.-usłyszałam mocny męski głos
-Przepraszam, z kim rozmawiam?-zapytałam zdziwiona
-Nie przedstawiłem się. Paul Verdas, miło mi.-westchnęłam na same nazwisko.
-Co pan chce ode mnie? Nie wystarczająco namieszał pan w moim życiu?-Zapytałam zdenerwowana
-Tu nie chodzi o mnie-Parsknęłam śmiechem.
-Nie widzę powodu do dalszej rozmowy z Panem.-już miałam kliknąć czerwoną słuchawkę.
-Tu chodzi o Leona-powiedział szybko
-O! To tym bardziej mam ochotę się rozłączyć.
-On naprawdę panią kocha.-Nie mogłam opanować śmiechu.
-Niezły z pana żartowniś. Coś jeszcze?-zapytałam znudzona
-On tego nie chciał. To ja go zmusiłem.-zaczął-Po skończeniu tego planu przyszedł do mnie, krzyczał, wygarnął wszystko.-Dokończył-
Zrozumiałem, że on coś do pani czuje.
-I to tyle?-nudziła powoli mnie ta rozmowa.
-Wiem że pani jest w ciąży.-Przestałam oddychać.
-Wiem też, że pani go kocha, a on panią.
-Proszę-pierwszy raz usłyszałam litość w głosie Verdasa. Nie wiem co mam teraz myśleć.
-I co ja mam niby zrobić?-zapytałam
-Powstrzymać go. Tylko pani może to zrobić-westchnął. W mojej głowie zaczęły pojawiać się najgorsze myśli.
-Powstrzymać?-zapytałam
-Leon chce spełnić pani prośbę.
-Mógłby pan mówić jaśniej?
-Chce zniknąć z pani życia-wzięłam głęboki wdech-Dzisiaj wylatuje do Barcelony.
-Nie interesuje mnie to, co Leon ma zamiar zrobić ze swoim życiem.-powiedziałam na jednym wdechu-I proszę mnie nie mieszać w wasze sprawy rodzinne-dokończyłam, rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Nikt nie wie co czuje, jak mi jest z tym że zostałam tak podle oszukana, zraniona.
Usłyszałam dźwięk SMS. Dziwie się że jeszcze ten telefon działał po takim upadku. Podeszłam i podniosłam Smartfona, tekst był od nieznanego numeru, otworzyłam wiadomość.

Lotnisko w Centrum Miasta
Godz. 20.
Jutro.
Lot Nr. 285
Buenos Aires - Barcelona

Westchnęłam.

-Dlaczego nie chcesz chociaż spróbować?-zapytała wysokim tonem blondynka
-Ty nic nie rozumiesz-upiłam łyka kawy z mojej ulubionej kawiarni.
-Jesteś w ciąży, pomyśl o dziecku, ono też potrzebuje ojca.-patrzyła mi głęboko w oczy.
-Lu, nie utrudniaj mi tego-westchnęłam cicho.
-Zdecyduj się czego ty chcesz od życia.-wstała po czym założyła na siebie płaszcz.
-Gdzie ty idziesz?-zapytałam zaskoczona
-Do domu.-odpowiedziała szybko-Nie mam ochoty przeprowadzać dalej z tobą tej rozmowy.
-Miałaś mi pomóc-dziewczyna zawsze miała silny charakter
-Musisz spróbować, jeżeli tego nie zrobisz nie dowiesz się prawdy. I przez całe życie będziesz cierpieć i się obwiniać.-wzięłam głęboki wdech.
-Nie Ludmiła. Nie zrobię tego. Przepraszam-szepnęłam. Blondynka chwyciła torebkę i wyszła z kawiarni.
Od dwóch godzin wiercę się na kanapie bawiąc się kluczykami od samochodu. Jechać czy nie?-jedyne o czym myślę.
Wszystkie za i przeciw przestudiowałam, miłość mojego życia za godzinę wylatuje. Przede wszystkim muszę myśleć też o dziecku. O Leonie, oraz o mnie. Lu miała racje, będę żałować do końca życia jeżeli tego nie zrobię. Wstałam z sofy, chwyciłam płaszcz i szybko na siebie go zarzuciłam, telefon schowałam do kieszeni. Założyłam moje szare Conversy i wyleciałam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Wsiadłam do mojego czarnego BMW i jeszcze zerknęłam na godzinę
19:20.
-Mam tak mało czasu -szepnęłam. Wyjechałam z mojego podjazdu po czym ruszyłam przed siebie. Na szczęście drogę na lotnisko znałam na pamięć bo wiele podróżuje.
30 minut później byłam na miejscu. Pewnie Leon siedzi już w samolocie ale mimo to miałam małą nadzieje że zdążę. Szybko zaparkowałam samochód najbliżej wejścia. Wbiegłam do budynku lotniska.
Spojrzałam na wielką elektroniczną tablice, wyszukałam w natychmiastowym tempie lotu numer 285.
-Wylot-przeczytałam. Czułam jak moje policzki robią się coraz bardziej mokre. Byłam roztrzęsiona.
-Nic pani nie jest?-zapytała kobieta, wyglądała na około 32 lata.
-Nie, dziękuje-wymusiłam uśmiech. Skierowałam się do wyjścia. Wyszłam z lotniska po czym zaczęłam szukać swojego samochodu. Po 10 minutach wreszcie go znalazłam, byłam jakieś 20 metrów od niego, zauważyłam, że jakiś mężczyzna stoi oparty o drzwi a obok niego stoi walizka, nie mogłam rozpoznać twarzy.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę pojazdu, nie mogłam uwierzyć własnym oczom, przede mną stał Leon.
-Lleon?-zapytałam dla upewnienia. Chłopak delikatnie się uśmiechnął, podbiegłam do niego i mocno przytuliłam.
-Myślałam że odleciałeś-szepnęłam.
-Bez pożegnania z tobą?-zapytał z uśmiechem-Nigdy-Odparł a ja mocno wbiłam się w jego wargi namiętnie całując.
-Wybaczam Ci, wszystko. -powiedziałam od razu po oderwaniu.
-Tak strasznie Cię kocham-wyznał jeszcze mocniej opatulając mnie swoimi ramionami.
 8 miesięcy później
-Wdech i wydech-kontynuował mój narzeczony
-Zamknij się!-krzyknęłam
-Okej, powiedzmy, że nie słyszałem tego co przed chwilą Powiedziałaś-uśmiechnął się pokazując swoje białe ząbki
-Verdas nie wkurwiaj mnie-odparłam jak najbardziej poważnie.
-Skarbie,spokojnie.-
przewróciłam oczami.
-Czy mogłaby pani go stąd wyprowadzić?-zapytałam pielęgniarki stojącej obok. Leon od razu spoważniał na twarzy. -Nigdzie nie wychodzę-oznajmręce na piersi. Kobieta na mnie spojrzała a ja delikatnie przytaknęłam głową.ił zakładając
-To było skarbie tylko ostrzeżenie, następnym razem wypierdalasz stąd-powiedziałam z wrednym uśmieszkiem.
-Przez tą ciąże jesteś coraz gorsza.-szepnął myśląc, że nie słyszałam.
-Może pani go wyprowadzić-oznajmiłam pielęgniarce.
-Panie Verdas..-zaczęła brunetka.
-Kto tu jest ojcem, ja czy pani?-podniósł głos. Przystało na tym że Verdas ostatecznie został.
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Rozdział prawdo-podobnie w tym tygodniu ;) Ale niczego nie obiecuje ;> Miłego dnia :)

7 komentarzy:

  1. Cudny ;*
    Gratuluję autorce :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny cudowny Os ! ♡♡♡
    Strasznie mnie wciągnął *,* napisz cz. 2 !
    Leośowi zalezało na Violettcie ^^
    Akcja z sukiennką najlepsza hhaah
    Potem zaszła w ciąże ! ;** aww !
    Lajonek spłodził V ;33
    Musiałaś zakończyć w takim momencie ?!
    Leoś z tekstem do tej pielęgniarki i do tego wkurzoba Fiolka ^^^
    Dawniej Szalona Blondyneczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dziękuje ;*
      Nad drugą częścią musiałabym się zastanowić ;) Ale jak narazie to zapraszam na bloga na którym powinny niedługo pojawić się nowe OS'y :))
      Allawesomewords.blogspot.com :))
      Buziaki ;*

      Usuń
    2. Dziękuję ;33 napewno wejdę

      Usuń
  3. Świetny. 1 miejsca zdecydowanie wart :) SI tekst Verdaska na koniec the best :) Zajefajny one shot

    PS. CZEKAM NA ROZDZAIAŁ :D

    OdpowiedzUsuń